Dzisiaj poszedłem wyrzucić śmieci, patrzę i nie ma mojego roweru(właściwie mojego brata). Kolejna skradziona rzecz we Włoszech...
Skoro piszę o rowerze to dodam, że z 3 dni temu musiałem wymieniać przednią dętkę bo wbiła mi się pinezka heh. Zanim się zorientowałem, że to ona wydaje taki regularny dźwięk, jeździłem z nią cały dzień. Niestety następnego dnia już nie wytrzymała i odkorkowała powietrze.. musiałem latać po warsztatach samochodowych, żeby odkręcać koło (nie miałem takich kluczy przy sobie) i wszędzie chodziłem na pieszo od jednego do piątego sklepu, żeby kupić odpowiednią dętkę. I udało się! :) poznałem spoko mechaników, którzy wyrazili chęć pomocy na przyszłość ;)
Będę musiał kupić jakiś rower bo dojeżdżałem nim na zajęcia i jest bardzo wygodny i chyba najlepszy środek transportu w tym mieście...
Takie rzeczy jeszcze bardziej mnie przekonują, że świat materialny nie jest ważny. Raz się coś ma, a raz nie. Wszystko dookoła da się ukraść, nawet Ciebie samego, ale tego co masz w środku - nigdy. Dlatego w to trzeba najwięcej inwestować, żeby się rozwijać (czyli mądrze kochać samego siebie) i podpowiadać, pokazywać innym odpowiednią drogę. Może tak miało być, że nie miałem jechać bo byłby jakiś wypadek? Może. Może po prostu takie są Włochy? Z pewnością. Może to jest TEN świat tworzony przez nas, gdzie wszyscy galopują, każdy dla każdego chce być wszystkowiedzącym Bogiem (nawet dla samego siebie), ustala hierarchię ustawiając siebie jak najwyżej, zbiera wszystkie"dobra", żeby innym pokazać? Na pewno. Jednak tą drogą daleko się nie zajedzie, co widać (jak się dobrze przypatrzysz) na załączonym obrazku za oknem..
Pozdrowionka z (heh jak pasuje) pochmurnej Florencji ;))
Prawda!
OdpowiedzUsuń