"Przyszłość należy do Was, do młodych. Trzeba abyście wchodzili na wielkie drogi historii nie tylko tu w Europie, ale na wszystkich kontynentach i wszędzie ażebyście stawali się świadkami chrystusowych błogosławieństw."
JPII

UPORZĄDKOWANY BLOG NA MOJEJ NOWEJ STRONIE:
http://jacektraveler.wixsite.com/jacek-traveler

Wyświetlenia

niedziela, 28 grudnia 2014

Lima


W Limie byliśmy dwa razy. Kilka dni na początku misji (lipiec) i kilka dni na końcu (wrzesień).
 Jak ująć te niezwykłe miasto. Niezwykłe w swoim zamieszaniu, mieszance ludzi zjeżdżających z całego Peru, portowej lokalizacji i... placówce misyjnej Don Bosco! Nie sposób jest opisać "przewodnikowo krok po kroku" co zwiedzić, ale łatwo możemy poczuć klimat tej metropolii.

Post podzielony jest na dwie części - I - opisuje miasto od strony turystycznej, II - od strony misyjnej. Zaczynamy ;)


LIMA TURYSTYCZNIE 




Lima - jasnoczerwony kolor /www.interournet.com.ar
O czym w ogóle rozmawiamy?

1) Stolica Peru założona w 1535r. przez Francisco Pizarro (hiszpański konkwistador, podbił imperium Inków), nazywana wtedy Miastem Królów.


2) Leży nad Oceanem Spokojnym - pierwszy raz dotknąłem oceanu! Wspaniałe uczucie! (ale pod jednym warunkiem: musicie mieć bujną wyobraźnię, inaczej woda, jak woda i nic w tym cudownego.) Przez miasto przepływa też rzeka Rimac (najważniejsze źródło wody pitnej).










3) Głównym placem jest oczywiście... Plaza de Armas (obecnie Plaza Mayor) serce hiszpańskiego panowania. Dookoła niego najważniejsze budowle: Pałac Prezydencki, Katedra, w której spoczywa Pizarro oraz liczne kamienice z typowymi balkonami. W 1988 roku najstarsza część tej dzielnicy została wpisana na listę UNESCO.


Widok na katedrę.







4) Lima liczy już ponad 8,5 mln mieszkańców!!! Brak pracy, ubóstwo, szukanie lepszego życia - ciągle te same, powtarzające się przyczyny przybywania do miasta. Tutaj jest praca, są większe możliwości. Peruwiańczycy przyjeżdżają z całym rodzinami z każdego zakątka Peru. A nuż się uda.


Gwałtowny wzrost populacji w Limie.
Niestety miasto nie jest przygotowane na taki wzrost ludności. Przejawia się to licznymi slumsami, kradzieżami, czarnym rynkiem i przeludnieniem miasta.


Bez prądu, bez dachu, bez okien, bez wody. Z dnia na dzień przybywa ludzi w slumsach. 




Co mi rzuciło się w oczy?


1) Kult świętej Róży z Limy. Nie ma co się dziwić. Jest pierwszą świętą Kościoła Katolickiego pochodzącą z Ameryki. Wychowała się i żyła w Limie. Tam też jest jej cela z klasztoru oraz relikwie.


























2) Specyficzny (mikro)klimatWłaściwie powinien to być punkt numer 1! Szaro, szaro, szaro, szaro... i tak 330 dni w roku! Możecie to sobie wyobrazić?! 


Widok na północną część Limy.

Padre Alejandro: "Wiesz Pablo, my tutaj w limie w okresie zimowym zmieniamy płuca w skrzela ;D" 


Należy tu wyjaśnić, że występują tu dwie pory: lato (grudzień-kwiecień) i zima (maj-listopad).

A co z deszczem? - występuje w okresie zimowym i przejawia się jeszcze gęstszą mgłą, co powoduje, że powietrze staje się tak mokre, aż nazywamy to mżawką.





A jest ciepło? - zimą ok. 15 stopni, a latem ok. 29 stopni. Jednak jest to  bardziej skomplikowane, ale zarazem bardzo ciekawe! Spójrzcie dlaczego tak się to wszystko dzieje.



Panuje tu mikroklimat ze względu na położenie Limy i występujące zjawiska atmosferyczne.

Lima położona jest na pustynnym nadbrzeżnym pasie utworzonym między Pacyfikiem, a Andami - między zimnym Prądem Humboldta, a wysokimi górami. Z chłodnego oceanu (z zachodu) paruje woda i tworzy się mgła (garua), która rozpościera się nad miastem. Natomiast cała wilgoć z puszczy amazońskiej (ze wschodu) zatrzymywana jest przez Andy i powoduje deszcze po ich wschodniej stronie, nie docierając do Limy. W ten sposób wieczna mgła nad Limą nie ma gdzie uciec i tak wisi i wisi, aż do lata...do pory deszczowej, kiedy to słońce przebije się czasami przez luki w chmurach. Wtedy jest nie tylko ciepło, ale i parno. 



Dla zainteresowanych pogłębieniem tematu polecam lekturę o efekcie "El Niño", wpływającym na klimat całego świata   zjawisku "upwellingu" wpływającego na połów ryb  i "Prądzie Peruwiańskim" (Humboldta),  który wszystkie te zjawiska testuje na sobie. 


3) Ruch uliczny

Przydało się doświadczenie z Włoch, a jeszcze bardziej z Turcji. Mimo, to musiałby minąć jeszcze trochę czasu, abym odważył się wsiąść za kierownicę samochodu. (o motorze mógłbym zapomnieć).

Godziny (nie)szczytu. 

Nie chodzi tu o brak kultury w kierowaniu pojazdów, ale o jej odmienność. Ich kultura przejawia się cudowną płynnością. Kilka zasad, które udało mi się wychwycić:

1) Nie ma mowy o wpuszczaniu. -> trzeba sprytnie wykorzystać lukę między samochodami. Liczy się czas przyspieszenia, a nie prędkość samochodu.

2) Sygnalizowanie kierunkowskazem ma dodatkowe znaczenia. Nie tylko wyraża chęć zmiany pasa (jak to dzieje się u nas). Kierunkowskaz sygnalizuje, że manewr został rozpoczęty, a samochód jadący obok (przy zmianie pasu) jest zobowiązany do wzięcia poprawki, iż za sekundę będzie miał dodatkowy samochód przed maską.

3) Wjazd na główną ulicę. Pędzące samochody. Niekończący się ciąg aut. Jak wjechać skoro kierunkowskaz nie będzie zauważalny i w ogóle do tego nie służy ? Trzeba pomału wjeżdżać na skrzyżowanie - koło po kole - machają ręką i grzecznie się uśmiechając. Dojdzie to takiego momentu iż nasz samochód zajmie pół pasa uniemożliwiając dalsza jazdę innym autom. Kierowcy widząc rękę i uśmiech ostatecznie odpuszczą i nas...wpuszczą ;)


Jednak "cudowność" tutejszej kultury polega na tym, że pomimo wielu wypadków śmiertelnych na ulicach nic się nie zmienia, a każdy nieustannie czuje się pewnie w swoim magicznym pojeździe.

Spójrzcie dwie minutki jak to wygląda. :)


TAKSÓWKI -> Podobnie jak w pozostałych peruwiańskich miasteczkach tak i tu w większości z nich korzystaliśmy. Średnia cena jaką należy zapłacić to 6-8 soli za przejazd. W Limie należy zachować szczególną ostrożność, ponieważ może być dosyć niebezpiecznie. Oprócz typowych kradzieży, zazwyczaj można być wywiezionym na przedmieścia i tam oskubanym ze wszystkiego.

Uważajmy na tyle ile możemy. Zawsze musimy widzieć kierowcę, nasze drzwi nie mogą być zamknięte i najlepiej nie poruszajmy się sami, ani o późnych porach.

Dla uspokojenie: jechałem kilka razy i naprawdę było w porządku ;) Są miliony taksówek, a prawdopodobieństwo wypadku porównywalny do innych miast. Więc spokojnie ;)

Galeryjka



Góra św. Krzysztofa. Wcześniej Inkowie składali tu swoje ofiary dla Bogów. Hiszpanie zamienili w miejsce swojego kultu. Postawili krzyż i stacje drogi krzyżowej. Miejsce symbolizuję również cud wygranej bitwy po modlitwach do św. Krzysztofa. Znajduje się w dzielnicy Slumsuów. Na górze jest muzeum i pięknie - że tak zażartuję- widać panoramę miasta. Leży na 400 m.n.p.m.



Call me maybe.




Na koniec pobytu w Limie, udało mi się spotkać z Panią Ambasador RP Izabelą Matusz. Ambasada  obejmuje nie tylko Peru, ale również Boliwię i Ekwador.
Rozmawialiśmy o misjach, stosunkach Polsko-Peruwiańskich, pracy Pani Ambasador oraz wielu ciekawych aspektach łączących oba narody ;-)

Z Panią Ambasador RP w Limie Izabelą Matusz  / www.lima.msz.gov.pl/pl/



LIMA MISYJNIE



Na początku misji spotkaliśmy się z kończącym swoją roczną misję - Andrzejem z Krakowa. Oprowadził nas o placówce, zapoznał chłopaków i pokazał cząstkę pracy misyjnej w Limie. Pojechaliśmy z nim do dzielnicy slumsów na cotygodniowe oratorium!

Podczas oratorium były gry, zabawy, posiłek oraz katecheza o byciu świętym. ( bo wiecie, że każdy z nas może być?). Dzieci dostały też coś do domu ( zobaczcie w filmiku ;). Nie obyło się bez dziecięcych pytań w stronę dwóch nowych białych - mnie i Ani -  z jakiejś Europy. Zostały mi w głowie dwa pytania:
- seńor, a jak jest ołówek po europejsku?
- a, a, a jak jest Antonio w Europie?


 
Casita Don Bosco w Limie
 - czyli co i jak na placówce

W Limie znajdują się dwie placówki. Jedna - najstarsza - znajdująca się koło rzeki Rimac, a druga bliżej centrum, w której na co dzień żyje 70 chłopaków. Dlaczego się tam znaleźli? Są różne powody. Brak rodzin, patologiczne wychowanie. Narkotyki, alkohol, kradzieże. Zazwyczaj nic nie jest im obce. Im wcześniej trafią tym lepiej dla nich.


Patio i jadalnia.

W domu są w różnym wieku. Wychowywani są w duchu salezjańskim, tak jak nauczał założyciel Salezjanów - ksiądz Jan Bosko z włoskiego Turynu. Panuje tu istnie rodzinna atmosfera. Wspólne posiłki, podział obowiązków, dbanie o dom oraz... o biednych, bezdomnych spoza domu. Raz w tygodniu wychodzą późnym wieczorem karmić ubogich, w inny dzień nauczać dzieciaków ze slumsów i wiele wiele innych inicjatyw społecznych. Swoją postawą dają przykład innym, a dorastając i opuszczając mury placówki pomagają pozostałym w potrzebie.

Wszyscy uczęszczają do salezjańskiej szkoły, najbardziej cenionej w mieście. W ośrodku mają możliwość indywidualnego rozwoju - muzycznego, sportowego, przygotowania do zawodu. Istnieje kilka zespołów muzycznych, sportowych, a także prężnie działa piekarnia. Codziennie sprzedawane są bułki i babeczki.


Sala muzyczna. 

Salezjański kościół. To tu byłem pierwszy raz na mszy po hiszpańsku. To tu po raz pierwszy na hiszpańskiej mszy usłyszałem Barkę.

FILMIK nr 2 - Lima moimi oczami - co udało mi się uchwycić z peruwiańską muzyką, która tylko i wyłącznie będzie kojarzyła mi się z Limą ;)

(urodziny, placówka, oratorium, zwiedzanie itd...) 



Festyn szkolny. Dzieci oglądają, rodzice tańczą, ksiądz prowadzi, a sponsorem jest fabryka piwa :)

FILMIK nr 3 z najciekawszymi fragmentami tańców z festynu.




Z Padre Alejandro! Wspaniały człowiek. Mieliśmy szczęście, że pomimo dużej odległości między nami często się spotykaliśmy ;)
Padre Ryszard, Dyrektor Placówki w Limie ( wcześniej wieloletni dyrektor w Calce, gdzie byliśmy na misji).
Nowa zmiana wolontariuszy w Limie! Pamiętamy o Was w modlitwie!! 

Teraz pozostała nadzieja, że ze wszystkimi osobami spotkanymi w Limie spotkamy się w Krakowie na Światowych Dniach Młodzieży!



jacek.traveler


czwartek, 30 października 2014

Święta Dolina Inków


Trudno dostępnie geograficznie.  Odpowiedni klimat i żyzne gleby pozwalające wciąż na uprawę czterech typów kukurydzy i ponad 2tyś odmian ziemniaków (w Polsce możemy zliczyć na palcach).

Dolina na wysokości 3 tyś m.n.p.m z rzeźbiącą ją rzeką Urubamba. Inkowie nie mogli przegapić tego miejsca. To właśnie tutaj znajdował się ich rdzeń i główne centrum dowodzenia. Tutaj w Cusco - inkaskiej stolicy zapadały najważniejsze decyzje i w tym rejonie w Calce - Bóg dał mi spełnić się, jako wolontariusz misyjny :D

Zaznaczony obszar Świętej Doliny Inków

Peru - ojczyzna ziemniaka! Uprawiano go już 7 tyś lat temu. Stąd wyszedł na świat! Obecnie w Międzynarodowym Centrum Ziemniaka w Peru znajduje się ponad 5 tyś odmian! ;)


Tablica informacyjna z miasteczkami Świętej Doliny - każde ma coś unikatowego do zaoferowania. Cusco->Pisac->Coya->Lamay->CALCA->Urubamba->Chinchero->Ollantaytambo ;)


Prawda, że piękna? 


PISAC




Klara - wolontariuszka z Niemiec. Przyjechała na cały rok ;) a za plecami część Pisac ;)


Pisac liczy 2 tyś mieszkańców. Jest w połowie drogi z Calci do Cusco. (Calca - Pisac = 1,5 sola / Cusco - Pisac 3,5 sola autobusem lub busem).Obecnie znane przede wszystkim z wtorkowych, czwartkowych i niedzielnych targów, gdzie sprzedawane są rękodzieła! (w pozostałe dni także rozstawiony jest rynek). Niestety robi się zbyt turystyczny. Ceny są w górnej półce, a produkty zazwczyaj te same co na pozostałych targach...

Druga turystyczna rzecz warta odwiedzenia - ruiny inkaskiego miasta (podobne do Macchu Picchu) oraz górskie tarasy - andenes. Wejście około 30 soli.



URUBAMBA


Urubamba ;)



Piękna Urubamba liczy 7,5 tyś mieszkańców. Położona 80 km od Cusco. Turystom służy jako miejsce przesiadkowe w dalszym odkrywaniu świętej doliny.


CHINCERO

Jeżeli będziemy już na tych terenach, będziemy mieli więcej wolnego czasu należy wybrać się na niedrogą wycieczkę do Chincero. Będziemy jechać przez Urubambę, gdzie będziemy przesiadać się do busa. Same miasteczko liczy 10 tyś. mieszkańców i leży na 3762m.n.p.m. Według wierzeń Inków, w tym miejscu narodziła się tęcza. Do zwiedzenia jest tu kościół z XVw. Wejście płatne. Skoro są turyści, to jest również i targ ;)


OLLANTAYTAMBO


P.J


Każdy kto odwiedzi Peru i będzie w pobliżu najbardziej znanego szczytu Macchu Picchu usłyszy nazwę miejscowości Ollantaytambo. Dwutysięczne miasteczko położone na 2792 m.n.p.m stanowi bazę wypadową na Szlak Inków. Stąd rusza również oblegany Peru Rail - pociąg do bram Machu.

Bramka. Przepustka do Machu...


Miasto w którym nietrudno spotkać inkaską zabudowę –  jest niezwykłą atrakcją dla turystów. Obecne mury doskonale odzwierciedlają Inkaską precyzję i typ pracy. Stanowią je doskonale dopasowane kamienie – najcięższe z nich ważą 50t. Transportowano je z oddalonego o 5 km od miasta kamieniołomu przez rzekę, której bieg czasami zmieniano.




wejście na ruiny: normalny 130 soli / studenci 70 soli / wejście tylko na te ruiny 70 soli.
Peruwiańczycy mają dwa razy taniej.


Niektóre źródła podają iż jest to najstarsza zamieszkała osada w Ameryce Płd. 


Kojarzymy? Pewnie, że tak. Kominiarki używane podczas świątecznych tańców.

Uliczny bufet: za 2 sole szaszłyk z kurczaka z ziemniaczkami.



ŚLUB kościelny! Warto zwrócić uwagę na typowe stroje dla tego regionu - czerwone wzorzyste ponczo.

Kto chętny na kupno małej Peruwianki z dziećmi i lamą na rękach? ;)



Typowy motyw na peruwiańskich domach. Objaśnienie poniżej. 
Co symbolizują te postacie na dachu? Z relacji Peruwiańczyka:

kogut - ostrożność
byki (tak, to nie są świnie) - bogactwo i siła
butelki - szczęście i świętowanie
krzyż - obecność Boga i wiary
;)



LAMAY

Niewielka, podłużna wioska położona między Pisac, a Calcą. Słynie z jednego - świnek morskich. Nie chodzi o towarzysza do zabawy,chodzi o wykwintną kuchnię peruwiańską!

W tych terenach danie to jest bardzo popularne. Ze względu na swoją cenę, najczęściej spożywana jest podczas świąt i uroczystości. Gotowa upieczona świnka na kiju - Cuy al palo - podawana jest z ziemniakami, makaronem i chichą ( napój z ciemnej kukurydzy i ananasa). Cały zestaw kosztuje 35-40 soli.




Po prawej już gotowe! / foto: P.J

Mięso świnka ma dużo właściwości zdrowotnych. Między innymi zapobiega rakowi.

Twarda przypieczona skórka, a pod dnią czystę mięsko! / P.J

Lamay słynie z wystawionych przy drodze "grilów" i prowizorycznych pomieszczeń z napisem "Cuy al palo" lub "Cuyeria". Dzień w dzień piecze się kilkadziesiąt świnek. Jak nie Peruwiańczycy, to liczni turyści przejeżdżający główną drogą do dalszych inkaskich miast.


"Świnka morska na kiju" / P.J

Czas na filmik, wykonany z myślą o Marku - przyjacielu wolontariuszu misyjnym z Afryki, miłośnikiem tych zwierzątek ;) Smacznego!




Skoro już świński temat to przypomnę o moich poszukiwaniach świnek. Otóż pewnego dnia razem z siostrą zakonną szukaliśmy 12 świnek dla innej placówki. Nie było tak łatwo je kupić! Kryteria był ostre: 1 samiec i 11 samiczek, 3 palce z przodu, 4 z tyłu, biała łatka z przodu, odpowiednia waga i miesiące... oj oj ale się udało ;)


jacek-traveler-misja




wtorek, 14 października 2014

Placówki misyjne - Monte Salvado


Korzystając z wizyty u dziewczyn w Quebradzie odwiedziliśmy księży w Monte Salvado. To wioska oddalona tylko o 45 min pieszej wędrówki. Najbardziej znanej placówce salezjańskiej w Peru. Dlaczego? - 61 hektarów pól uprawnych: ziemniaki, kukurydza, banany oraz 22 hektary sadu pomarańczy. Dodatkowo uprawa warzyw wykorzystując naturalne metody oraz drzewka cynamonowe.  Hodowla zwierząt: kury, kurczaki, indyki, kaczki, świnki morskie, króliki, byki, krowy, a nawet pszczoły!


Placówka w Monte Salvado.


W tym 100% mieście salezjańskim na co dzień mieszka 70 chłopców i trzech księży - w tym Polak Padre Dariusz. Jest szkoła, są warsztaty, magazyny i fabryka produkująca dżemy i wszelkie przetwory owoców. Sami produkują energię tworząc placówkę samowystarczalną.

góra: widoczna fabryka oraz kościół.
dół: dojście do placówki - miasta

Wszystkie produkty wytwarzane na placówce sprzedawane są w Peru i pomagają w utrzymaniu tak wielkiej placówki.

Byliśmy tam niecałe dwie godziny próbując, wąchając i smakując niesamowicie słodkie owoce..!

Zobaczcie sami jak wygląda okolica i do czego się nadzieje!


Galeria 




Świniak, jak to świniak. :P


Drzewo cynamonowe. Nic innego jak zdarta kora ;)


Pola ananasowe. 


Bawełna



Bananowce!!! <3  - Kto się śmieje, ten się śmieje ostatni. Podniesienie nogawek kosztowało mnie 90 ukąszeń moskitów. Ał. 


Owoce. Jadalne. Ale jak się nazywały...

Pomarańcze


a na koniec... niespodzianka autostopowa :D Okazało się, że to nie robotnicy z placówki, ale... z urzedu miasta ;)





jacek-traveler



piątek, 10 października 2014

Placówki misyjne - Quebrada


Wyłaniają się duże liście bananowców. Poranna mgła unosi się z zielonych koron drzew uczestniczących w wyścigu kto bliżej słońca. Papugi przelatują nad głową wydając specyficzny krzyk. Jedziemy po bardzo wąskiej i krętej drodze przeprawiając się przez strumyki i mniejsze rzeki z kamienistym dnem. W porze deszczowej szlak nie do przejścia. Są jeszcze mosty. Dziurawe, ledwo podpierające się na brzegach. Góra z metalu, dół z poklejonego drewna z podwyższonymi dwoma śladami dla mini busów. Dookoła gęste, wilgotne powietrze oblegające całe ciało. Zaczynam czuć się, jak lep na muchy. Zupełnie inny klimat. Dodatkowo duchota i upał. Nie ma co, po to tu przyjechałem. Kto by pomyślał, że moja noga ustanie w początkach dżungli i odkryje kolejny region Peru - Selwa Secca.


Quebrada.


Quebrada od środka. Kościół. Mówią, że lepiej nie jeść lodów... Żadnych rewolucji nie mieliśmy! :D Tym razem użyta czyta woda! 



Kampania wyborcza! :D:D:D


 Docieramy tam w cztery godziny. Ruszamy z wysokości 2950 m.n.p.m., przejeżdżamy przez przełęcz 4500 m.n.p.m . Wąską, górską drogą pokonujemy  57 km w dwie godziny.

Zaznaczona Quebrada Honda.



...a przez okno.



Placówka

Spróbujmy sobie wyobrazić kolejny ogród lecz bardziej przypominający raj. Dookoła rosną palmy z dojrzałymi kokosami. Wszędzie jest zielono i słychać śpiew ptaków oraz olbrzymi hałas świerszczy. W tej scenerii żyje 36 dziewczynek w wieku szkolnym, mieszkających tu na stałe. Większość z nich jest z głębokiej dżungli. Tam nie mają możliwości do nauki. Już je wcześniej poznaliśmy - przyjechały na dwa dni do Calci prezentować typowe peruwiańskie tańce i wziąć udział w spontanicznym mini playback show (poprzednie posty). Tym razem też wykorzystaliśmy ten jeden dzień na naukę tańców i odkrywanie z białymi świata przyrody. Spróbowaliśmy tutejszych owoców, a nawet ściągaliśmy kokosy z palm, żeby ostatecznie napić się świeżej wody z kokosa tuż pod palemką. Na co dzień nie ma tu ciepłej wody i Internetu. Jedyna możliwość to  kafejka internetowa. Oczywiście kiedy jest słońce, bo z chmurami net nie chodzi. Organizowane jest też sobotnie oratorium! Wolne miejsce w ogrodzie zapełnia się setką brykających dzieciaczków. Ich dzień zaczyna się o czwartej, a kończy o 20:15. Same tak zdecydowały głosem demokratycznym. ;)


lewa góra: pokoik najstarszych dziewczyn / placówka z góry / jadalnia / mój pokoik ;)


Hodowla świnek morskich / plantacja sałaty / stołówka, sala lekcyjna i rozrywkowa / widok na placówkę z najwyższego piętra.




Smacznego!


Kafejka internetowa. 
-Seńor Pablo - zapytała jedna z dziewczynek dotykając delikatnie moich włosów -  a to są naturalne włosy czy farbowane?
- Naturalne ! - wesoło odpowiedziałem na typowe już pytanie nowo poznanych dzieci
Patrząc na blond Anię zadała kolejne pytanie.
- a każdy ma takie same włosy w Polsce jak seńor? 
- Nie każdy ale łatwo można spotkać :-)







lewa: Eilen z gniazdem ;)


Poniżej krótki filmik z samego dojazdu i z polowania na...kokosy ;)





          Mimo, że jestem cztery godziny od mojej Calci, dzisiejszej nocy nie spędzę sam w pokoju. Towarzyszą mi chrabąszcze, żuki i świerszcze wlatujące przez ramę bez okna. Goszczę również pająki. Aktualnie nie wiem gdzie są, bo zmieniły swoją lokalizację. Być może wyszły na dwór przez niedomykające się drewniane drzwi. 
          W małym kolorowym pokoiku złożonym z żółtych i różowych ścian stoją dwa proste łózka oraz mały drewniany stoliczek w kształcie kwadratu z plastykowym ogrodowym krzesłem, jakby do kompletu. Uzupełnieniem jest skrzypiąca drewniana podłoga, informujące sąsiadów o każdym moim kroku. Wszystko współgra wyśmienicie! Coraz bardziej rozbrzmiewają odgłosy chrząszczy z dworu idealnie wykorzystując walory akustyczne doliny. Piękna, choć na dłuższą metę przypominająca pracę fabryki, muzyka wypełnia każdy wolny centymetr pokoju. Monotonne dźwięki z jednej strony wprowadzają mnie delikatnie do snu. Z drugiej, rozbudzają moje szare komórki pytające jak można zasnąć w takim hałasie?!  Inne komórki też zdziwione, jak może być tak duszno i gorąco w zimę, że nie można się niczym przykryć?! Tylko komórka XXI wieku nie jest zdziwiona. Już przyzwyczajona, że włącza melodię o 5:30...


Hałaśliwy sąsiad.


<3
Miałem do wyboru jechać na zwiedzanie Świętej Doliny Inków, ich architektury i spuścizny lub odwiedzić inne placówki w głąb Peru. Śmiało mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy ze swojego wyboru. Podróż ta dała mi dużo więcej, niż podziwianie kolejnych ruin, nawet wspaniałych Inków.



Nasza mała ogródkowa ekipka.



Krótkie oderwanie się od obowiązków na sam koniec czasu misyjnego. Przeniesienie się w inną krainę, z której teraz mam same dobre wspomnienia. Na pewno będę do nich nie raz wracał. Już tęsknie. 




AAAAAAAAAAAAAAAAA !!! :D:D:D noo...ale tym razem pójdą dla świń! Za szybko spadły z drzewa ;)



jacek-traveler-misja