"Przyszłość należy do Was, do młodych. Trzeba abyście wchodzili na wielkie drogi historii nie tylko tu w Europie, ale na wszystkich kontynentach i wszędzie ażebyście stawali się świadkami chrystusowych błogosławieństw."
JPII

UPORZĄDKOWANY BLOG NA MOJEJ NOWEJ STRONIE:
http://jacektraveler.wixsite.com/jacek-traveler

Wyświetlenia

niedziela, 28 października 2012

Siena 27.10

W tym tygodniu do Valentino przyjechał Nicolo - przyjaciel z Bułgarii. Oprowadzaliśmy go po Florencji i postanowiliśmy mu pokazać inne włoskie miasteczko. Wybraliśmy Sienę. Niedaleko i niedrogo. (100 km od Fir. i 7,70E w jedną stronę).








Sul treno a Siena. Val-o, Pa-o, Nic-o :D


Prognoza pogody na najbliższe 3 dni dla całej Italii - intensywny deszcz. Jak dotychczas wszystko się sprawdzało.


 Noc przed wyjazdem byliśmy na jakimś pre-halloween party ( oczywiście z naszymi wypróbowanymi już wcześniej maskami :D). Chcieliśmy się wyspać przed wypadem (i ktoś chciał obejrzeć kwalifikacje F1 do GP Indii) więc wybraliśmy pociąg dopiero o 12:10. Zawsze coś pozytywnego mnie spotyka podczas podróżowania. Tym razem chciałem, żeby była ładna pogoda. Nie tylko ze względu, że świat jet piękniejszy, lepiej i wygodniej się zwiedza ale także dlatego, że nikt nam nie wierzył, że będziemy mieli ładną pogodę ( niektórzy z tego powodu wycofali się z wyjazdu). Stało się. Ledwo co wjechaliśmy do Sieny, za chmurami pojawiło się słońce i pogoda robiła się co raz lepsza... haha, czyżby znowu..? :)



 Siena jest miastem położonym na wzgórzu, co dodaje jej uroku i nie trudno jest znaleźć miejsce z przepięknym widokiem na ziemie Toskanii. Podobnie jak w większości miast z tego czasu, symboliczne dziś wjazdy do miasta wyznaczają Porta. Jednak Siena jest najbardziej znana z Palio - słynny festyn na cześć Matki Boskiej, który odbywa się 2 razy w roku (2 lipiec i 16 sierpień). Punktem kulminacyjnym są wyścigi konne. W ciągu dni poprzedzających finałowy wyścig na głównym placu, odbywają się widowiskowe, barwne pochody i parady, w tym pokazy zręcznościowe siedemnastu rywalizujących ze sobą drużyn z każdej dzielnicy miasta.Więcej o tym : http://pl.wikipedia.org/wiki/Palio_w_Sienie 





Naprzeciwko dworca jest galeria handlowa, która jest ułożona piętrowo (górzysty teren). Aby dość do centrum, które jest na górze, trzeba odbyć podróż dłuuugimi schodami ruchomymi. Bardzo dobry pomysł! Brakowało tylko dobrych widoków :p Chcieliśmy znaleźć informację turystyczną, żeby wziąć mapkę i zapytać się o różne rzeczy. Niestety w sobotę było już zamknięte. Mapkę można było kupić w kioskach lub z automatach za 2E, ale po studencku poradziliśmy sobie bez. Mogliśmy chodzić kilka godzin, więc na pewno niczego nie przegapimy. Zaczęliśmy chodzić, chodzić...i tak daleko, że musieliśmy wieczorem dojechać autobusem na dworzec, żeby zdążyć na późniejszy już pociąg :D Niestety jechaliśmy na gapę...( bo gdzie tu kupić bilet jak się udawało głuchego, niemego i obcokrajowca?).

Długi wjazd na górę


Piazza del Campo

Talerzyk ;)

Katedra Matki Bożej Wniebowziętej, zbudowana w latach 1215-1264. 

Czuliśmy się jakbyśmy byli tutaj 2 dni. Przyjechaliśmy było ciemno, rozpogadzało się. Później było jasno i ciepło jak w lato. I wracaliśmy w nocy :)

Kurczę...nawet jak chceliśmy się złożyć w 3 to nie było nas stać ;/
Dzieci, smutne, wesołe, obrażone, ganiające za gołębiami :D


Siena bardzo mi się spodobała. Jest jednym z nielicznych miast, które mnie zaskoczyło pozytywnie i na pewni zapadnie mi miło w pamięci. Być może dlatego, że nie jechałem tam z założeniem, że musi mi się podobać, że są oklepane zabytki i miejsca, które każdy musi zobaczyć i które każdemu muszą się podobać. Albo po ich zobaczeniu jest rozczarowanie, że to zwykła bazylika i właściwie to nic specjalnego te koloseum. Przed przyjazdem byłem neutralny, może nawet trochę obojętny. Jednak Siena ma to coś. Wydaje się przyjaznym dla każdego. Ma wszystko, co potrzebne włoskiemu miasteczku. Piękne katedry, wąskie uliczki z barami i nastrojowymi restauracjami, ulicznymi artystami, wspaniały plac (Plazza del Campo), na którym zawsze wiele ludzi siada, rozmawia i żyje włoskim stylem, są skutery, fiaty 500, piękne miejsca z panoramą Toskanii. Ma również święta, jak Palio, które podczas tych dni przyciąga masę turystów ale przede wszystkim Siena nie jest zbyt duża (55tyś mieszk. / Firenze 368 tyś.) i wydaje się spokojnym, bezstresowym miasteczkiem, w którym można zostawić na noc przypięty rower i rano pojechać nim do szkoły. Chociaż to są Włochy, więc i tu nie byłbym do końca tego pewien ;p



Na pewno tu jeszcze wrócę. Najchętniej na któreś Palio, jeżeli tylko pozwoli na to czas :)


Link do zdjęć:  http://jacekxtraveler.web-album.org/album/24562,siena-27-10-2012r   :)
 



Baciii :**

P.S Z niecierpliwością czekam na gościa z Polski, a raczej gościówę :D już we wtorek !! :D:D


wtorek, 23 października 2012

Opatrzność - w drodze powrotnej do Florencji 22.10.2012r.

Wszystko było ułożone z lekkim luzem czasowym. Przylot do Fiumicino (lotnisko), 20 min przerwy, pociąg do Rzymu, 15 min przerwy i pociąg do Florencji. Jednak ostatecznie mój samolot miał opóźnienie 50 minut...(Można powiedzieć, że miałem szczęście, bo przez gęstą mgłę lotnisko do 11:00 było zamknięte, podobnie jak w innych miastach, gdzie loty nie odbywały się cały dzień. Później były tylko pojedyncze loty, w tym mój...)
Zaczęły się kalkulacje.
Musiałem wsiąść w późniejszy pociąg o 22:08 (a nie jak planowałem pół godziny szybciej), gdzie już o 22:35 miałem ostatni pociąg do Florencji! Ostatnio tą trasę pokonałem w 45 min (!) czyli na pewno nie zdążę. Ciocia z Polski i Valentino z Flor. patrzyli jak można inaczej ułożyć dojazd, a ja wiedziałem, że i tak czeka mnie samotna noc w Rzymie. Znajdę jakiś kościół i poczuwam, później pewnie zasnę i rano pojadę do domu...-pomyślałem.

Jednak tym razem pociąg z lotniska nie zatrzymywał się na żadnej stacji. Jechał prosto do Roma Termini, skąd wyrusza mój następny pociąg. Zacząłem się modlić, żeby pociąg był opóźniony. W tym samym czasie zadzwonił Valentino z pytaniem, gdzie się podziało to moje szczęście i czy już zacząłem się modlić, bo w Rzymie nie można zostać na stacji na noc.

Na stacji Termini byłem 22:41, czyli 6 minut po odjeździe ostatniego treno... Wierzyłem, że nie może tak być i biegłem przed siebie. Szczęśliwie natknąłem się na tablicę z odjazdami i akurat pierwsze na co spojrzałem to informacja o moim pociągu z którego peronu odjeżdża. 10 MINUT opóźnienia !! Biegiem skasowałem bilet i niczym Usain Bolt pomiędzy walizkami, tłumem ludzi i filarami znalazłem 5 peron i 8 wagonowy skład! Wsiadłem! Już nie było mowy żebym wysiadł. Chociaż miałem miejsce w pierwszym wagonie i musiałem przeciskać się przez wszystkie przedziały...

Gdybym nie zdążył, gdyby odjechał punktualnie... Zazwyczaj gdyba się dobre rzeczy. Ja mogę odwrotnie ;) Ostatecznie 6 minut spóźnienia na całej trasie Elbląg-Gdańsk-Rzym zadecydowałoby, że spędziłbym noc pod gołym niebem, straciłbym bilet do Florencji i nie poszedłbym jutro na uczelnię. A całe te zamieszanie, oczekiwanie w stresie, bieganie po lotniskach i stacjach kolejowych nie miało by większego sensu.

To, że zdążyłem na pociąg pomimo tych przeciwności, to kolejny przykład, który można zaliczyć do fartu, szczęścia czy zbiegu okoliczności. Niektórym takie tłumaczenie wszystko wyjaśnia i zostawiają to za sobą. Przecież pociągi się spóźniają, rzecz normalna.  Jednak podsumowując fakty i zachowania, liczbę szczęśliwych wydarzeń oraz krótki czas w jakim to wszystko się stało nie wierzę w pospolity zbieg okoliczności. To musi być coś więcej. To Opatrzność z góry, którą czuję na każdym kroku.


 W samolocie...

Przypominam, że nie można robić zdjęć w samolocie!
W samolocie zawsze staram się siedzieć koło okienka. Bardzo lubię obserwować ziemię z góry. Jednak nie za wszelką cenę. W obu ostatnich lotach wchodziłem do samolotu ostatni. Nie chciało mi się przepychać w kolejce, stać 30 minut, żeby wejść jako pierwszy i zając najlepsze miejsce ( miejsca nie były numerowane). Przecież beze mnie i tak nie odlecą ;)
Oczywiście jak chciałem tak miałem. Siedziałem koło okienek za każdym razem ;) Tylko za pierwszym podejściem trwało to troszkę dłużej. Było tylko jedno wolne miejsce koło okienka, na miejscach zarezerwowanych, których nie zauważyłem i stewardess mnie wyprosił ;p Jednak po 5 min. przeprosił mnie i poprosił, czy mógłbym z powrotem tam usiąść, bo potrzebują osoby rozmawiającej po angielsku przy wyjściu ewakuacyjnym. Skoro mnie zaprasza to czemu nie skorzystać heh tym bardziej jak mógłbym jako pierwszy skorzystać i wyskoczyć przez wyjście awaryjne :D


 Lot powrotny do Rzymu. Niestety siedział za mną Marco...Mały chłopczyk z niezbyt zabawiającą go mamusią..Spodobała mu się zasłonka od mojego okienka. Ciągle ją podnosił i opuszczał. Później zauważył przed sobą rozkładany stoliczek doczepiony do mojego oparcia. Mimo, że można było mieć odpięte pasy, nie zrobiłem tego, bo czułem się jakby przez cały lot były turbulencje! Całe szczęście, że stoliczek też może się znudzić, a lot stać się nużący. Po wspólnej zabawie Marco zasnął, a ja odpiąłem pasy. Niestety długo wolnością się nie nacieszyłem, bo zbliżało się lądowanie...:D



23.10.2012r. godz. 16:30 Z głównym aktorem - moim ROWEREM! :D


 Jak widać jest ciepło. Wciąż czuć lato. Może nie za bardzo widać, ale to moja maszyna, która narobiła tyle zamieszania :D Musiałem wymienić w zaprzyjaźnionym warsztacie przednią dętkę, bo znowu miałem małą dziurkę ;/ Od kilku dni jeżdżę z różową wstążką (nabyta gratis) :D Po co? No właśnie. Prezent dla jakiejś dziewczyny! :D

Pozdrowionkaa ! :**



poniedziałek, 22 października 2012

Rzym 17.10.2012r.

Tym razem post napisany 21.10.(wczoraj) wieczorem, w formie dziennika, ponieważ troszkę mi się nudziło podczas powrotu do Florencji...chociaż dookoła działo się wiele ;)

"Obecnie pisząc post o Rzymie siedzę na lotnisku w Gdańsku przy bramce. Czekam na lot do Rzymu, opóźniony o 45 min... Raczej nie zdążę na ostatni pociąg do Florencji,. a nawet na pociąg lotnisko-Rzym. Nie wiem, czy to ważne, może to jakiś kolejny znak albo po prostu wyolbrzymienie z mojej strony, przypadek, zbieg okoliczności, czy panująca nuda na poczekalni, ale obok siedzi Pani i zauważyła że piszę lewą ręką. Powiedziała: "Podobno ludzie piszący lewą ręką są bardzo zdolni. Na prawdę." Hmm? To cieszmy się wszyscy leworęczni :D A jak ja mam wszystko lewe? Znaczy- lewostronne ;p To chyba, można skakać z radości ;p
 Ale do rzeczy...

Środa, 17.10.
Wykorzystują fakt, ze miałem wylot z Rzymu o 21:25, wybrałem pociąg z samego rana tak, że o 10:50 byłem na miejscu. Miałem cały dzień na zwiedzanie, bo pociąg na lotnisko był dopiero osiem godzin później. Poszedłem do informacji turystycznej po mapę i zacząłem chodzić, chodzić i chodzić. Byłem prawie wszędzie.
















Bazylika Santa Maria Maggiore (Bazylika Matki Bożej Większej), gdzie poszedłem do spowiedzi :D Nie, nie akurat jakiś ojciec spowiadał w języku polskim, to czemu nie skorzystać z takiej okazji ;). Jedna z cztery Bazylik Większych w Rzymie.

Scala Santa (Święte Schody), po których w formie modlitwy można wchodzić tylko na kolanach.liczące 28 stopni, które zgodnie z legendą pochodzą z pałacu Poncjusza Piłata. Jezus miał po nich być prowadzony na sąd.

 Bazylika Santa Giovanni in Laterano. Katedra biskupa Rzymu, druga z czterech bazylik większych. ( Może nie będę tutaj opisywał historii, co w której nawie się znajduje, ale skupie się na moich spostrzeżeniach. Głównie w tej bazylice przygotowywane są Europejskie Spotkania Młodych organizowane przez Taize w dniach 28.12-2.01.2013r. Tutaj również w bocznej kaplicy znalazłem naszą Polską Matkę Boską Częstochowską! ;) Tutaj byłą też...darmowa toaleta, do której wchodzi się z bocznej nawy hehe chętnych nie brakowało ;p troszeczkę dziwnie.


Później kierowałem się na zachód do Koloseum. Oczywiście mnóstwo turystów, chyba niezależnie od pory roku. Sam zabytek jakiś dziwnie czarny, zabrudzony, inny niż przy ostatnim spotkaniu.

 Forum Romanum, czyli najstarszy plac miejski w Rzymie. Chyba od lat się tam nie zmienia ;p w sumie nie ma nawet co.


Fontanna di Trevi. Mnóstwo ludzi, dookoła na uliczkach włoski klimat, który każdy kojarzy i wspomina, kiedy myśli o Włoszech ;)


Panteon, obecnie  użytkowany jako kościół  Najświętszej Marii Panny od Męczenników. Szlak odkrywania Rzymu można nazwać w moim przypadku powrotem wspomnień. Tym razem samemu przemierzałem te same uliczki co 8 lat temu. Wtedy na placu przed Panteonem kupiłem frotkę z włoską flagą. Teraz odpoczywając robiłem zdjęcia 'fotografom'. Zajęło mi to minutkę, podczas której spust migawki nie zatrzymywał się ;)

hhihi :D:D


oraz...jak to się sprzedaje torebki. Wydawało mi się, że to facet bardziej chciał tą torebkę niż kobitka :D




Most i Zamek św. Anioła (kiedyś grobowiec, mauzoleum, a obecnie watykańskie muzeum średniowiecznej broni) ale ostatecznie na prostej wyłonił się Watykan, Plac i Bazylika Św. Piotra ( trzecia z czterech bazylik większych) oraz  grób naszego świętego Jana Pawła II.


Żeby wejść do bazyliki musiałem czekać ponad godzinę. Było bardzo dużo ludzi ale powodem była kontrola bagaży przed wejściem. Trzeba się przyzwyczajać do tego, bo pojawia się coraz częściej w różnych publicznych miejscach. W bazylice mozaiki, obrazy, Pieta, wszystko już zaserwowane od samego wejścia, jednak najważniejsze znajdowało się dalej, po prawej stronie w kapliczce - grób JPII.
 Złożone biało-czerwone kwiaty, prośby, podziękowania na kartkach, zdjęcia. Nawet była kolejka, żeby poczuwać i pomodlić się przed ołtarzykiem. Miałem już mało czasu, jednak nie mogłem wyjść bez modlitwy w tym najważniejszym miejscu. Nie muszę pisać dlaczego. Pewnie nie tylko dla mnie jest On autorytetem. Podziękowałem, porozmawiałem i poprosiłem. Szczera dziesiątka była też za Was. Modliło się wiele osób, niejeden miał łzy w oczach. Nie każdy był tak blisko świętego za życia i teraz. To było dobre podsumowanie dnia. Najpierw spowiedź, później spotkanie z Matką Częstochowska, a teraz z JPII.
Sam na sam*. W wiecznym mieście z wiecznymi wspomnieniami.

Było już późno, musiałem jechać metrem, bo dworzec był po drugiej stronie miasta. Udało się bez problemu znaleźć stację, odpowiednie przystanki i byłem na czas na dworcu i lotnisku;)

* wiadomo, że człowiek nigdy nie jest sam, nawet jak tak się czuje, bo nie ma wokół znajomych. Mimo to, zawsze obok nas jest 'Tata' ( patrz "Chata" W.P Young)

Oczywiście nie zwiedziłem wszystkiego, co było można. ( chociażby nie byłem na Piazza di Spagna, gdzie są słynne schody hiszpańskie lub do czwartej bazyliki większej św. Pawła za Murami). Wybrałem w miarę prostą drogę, która miała się zakończyć 'na szczycie'. I tak było. Dziękuję Tym, którzy się do tego przyczynili.


Kilka sztywnych informacji:
-w Rzymie są 2 linie metra A (czerwona) i B (niebieska). Średnio kursują co 4 min. Bilet 100min kosztuje 1,5E. Linie przecinają się na stacji Termini. Jest to dworzec kolejowy w centrum miasta. Na drugi dworzec Tiburtina na obrzeżu miasta dojedziemy metrem B w kierunku Rebbibbia. Z Tiburtina odjeżdząją pociągi na lotnisko Fiumicino. ( Bilet pociągowy Rzym-Fiumicino kosztuje 8E lub 14E, zależy jak się trafi i o której godzinie)

P.S W drodze na lotnisko, w moim przedziale pewna Pani robiła szal na drutach :D Ciekawy widok, tym bardziej, że sprawiało jej to przyjemność, bo do każdego się uśmiechała. Gwiazdunia. "

Filmik na poczucie klimatu :D


Więcej zdjęć !!  Coś wykombinowałem ciekawe czy zadziała.
Rzym 17.10.2012r.

W razie czego dorzucam link :)  //picasaweb.google.com/107442915327672657481/Rzym17102012r?authuser=0&authkey=Gv1sRgCKKokIj07s2CMg&feat=directlink





Pozdrowienia ze słonecznej Florencji! Przybywajcie i ściągajcie te kurtki ! Ciao ! :*

poniedziałek, 15 października 2012

Re: Taniec - casting

Wynik: 'Stety' nie dostałem się  :D Ale za to wszystko rozumiałem i wiem już jak wyglądają castingi dla baletmistrzów.

 Przebieg: Było wszystko tak jak myślałem. Wiedziałem, że muszę z kimś się zapoznać, bo sam moge nie dać rady w razie czego jak coś będzie potrzeba wytłumaczyć itd. Już przed wejściem do teatru spotkałem Nicolo, który przyjechał rano pociągiem skądś. Na liście startowej 45 osób, 23 numer mój. Zarejestrowaliśmy się i poszliśmy do szatni. Wtedy się zaczęło...przebieranie. Byłem świadom, że to będzie balet ale niestety nie wpadłem na pomysł żeby pożyczyć od jakiejś dziewczyny stringi i legginsy ;/ Wszyscy to mieli tylko nie ja. Jakoś dziwnie męsko się poczułem, ale mówię - dobra Paweł ( bo jestem na Ty ze sobą), przecież nikt Cie nie zna i nic nie stracisz, a wszyscy najwyżej będą się za Tobą oglądali. No i właśnie tego się bałem :D
 Później poszedłem już na salę. Wszystko wyglądało mniej więcej tak samo jak na "castingu" do Bałtyckiego Teatru Tańca w Gdańsku. Akompaniament na żywo z fortepianu, wszyscy byli profesjonalnymi tancerzami baletowymi, przed zajęciami się rozciągają, wszystkim wszystko dotykają, to nosem pięty z wyprostowaną nogą to zakładają specjalne gumy, żeby był opór, . A ja? A ja nie chciałem od razu się chwalić moim szpagatem. Żeby zobaczyć trzeba zasłużyć! Więc się nie spieszyłem z moją rozgrzewką. ( W sumie to dobrze, bo i tak zajęcia się rozpoczęły z godzinnym opóźnieniem). Przez ostatni miesiąc zbyt dużo się nie rozciągałem, więc szału nie było ;p

Zajęcia prowadził jakiś Włoch, był miły. Porozstawiał nas przy drążkach w odpowiedniej kolejności. Dobrze, że trafiło mi stać po środku (taktyka z BTT w Gdańsku). Zawsze widziałem jak robić ćwiczenie. Przede mną, za mną, z prawej strony, przy skłonie, przy odchyleniu, tylko z lewej strony była ściana ale dawałem rade. Porozumiewawczo wymieniliśmy się spojrzeniem z nauczycielem. Wszystko mu powiedziałem, że ja tu tylko jestem poćwiczyć, zobaczyć co i jak, nie zamierzam iść dalej ;p I chyba zrozumiał, bo w połowie powiedział, że dalej już nie dam rady. O dziwo powiedział też to do kilku innych ;o Więc nie odpadłem sam :D
 Później już sobie oglądałem co i jak. Rzeczywiście zaczęli robić różne wariacje bez drążków. Na taniec współczesny już się nie załapałem, bo zbyt długo musiałbym czekać.

Obserwacje: Teraz mogę powiedzieć, że na pewno miałem najkrótszą drogę z domu do teatru ( na prawdę 5 min pieszo), byłem jedynym blondynem, jedynym chłopakiem w krótkich spodenkach, który z problemem dotykał nosem kolana ;p
 Doszedłem do wniosku ( oczywiście nic sobie nie dodając), że byłem najbardziej męski z tego towarzystwa... Można sobie wyobrazić tancerza baletu w trykocie, Włocha, z kolczykiem w uchu, specyficznie obciętymi włosami, zakodowanymi ruchami rąk...a jak zapytałem jednego za mną ile czasu będzie to trwało - odpowiedział mi specyficznym i charakterystycznym dla pewnej grupy głosem. Było mi ciepło, z każdej strony.

Podsumowując: Myślę, że warto korzystać z okazji, które mamy pod nosem i nie bać się, że ktoś coś o Tobie pomyśli głupiego. Jeżeli nic złego nie robisz, to nie ma powodów, żeby nie iść tą drogą i nie próbować. Jakieś kolejne doświadczenie zebrane. Zobaczymy, co będzie w przyszłości, może gdzieś się przyda.


P.S Dzisiaj pada. Przygotuwuję się do wyjazdu do Rzymu i do mamuusi ;p Dobrze trafiło, że akurat na moim wydziale ten tydzień jest wolny od zajęć! Mam tylko Prawo włoskie i włoski :)

Pozdrawiam ! :*

niedziela, 14 października 2012

Malutkie marzenie

 Poniżej jest opowiadanie z dzisiejszego dnia, rodzaj dziennika pisanego na gorąco jeszcze pod wpływem emocji. Mógłbym to wszystko przekazać zdjęciami, ale nie jestem przyzwyczajony, żeby brać aparat na mszę, więc ich nie mam :p Czy warto czytać? Nie wiem. Niejeden miał podobne wrażenia, niejeden z pewnością miał ciekawszy dzień do opisania. Ja przeczytam, bo a nuż odkryję coś nowego w moim otoczeniu..

Jak co niedziele, kiedy jestem we Florencji, poszedłem na polską mszę na 16:00. Byłem trochę wcześniej. Ale zastałem zamknięte, wielkie drzwi bez klamki. Przeczytałem rozpiskę mszy. Wszystko normalnie. Pchnąłem drzwi i nic. - Nie Pan pierwszy próbuje otworzyć. Powiedziała do mnie Polka, która stała z jakimś chłopakiem i też czekali na mszę.
Dobiła 16, było nas troszeczkę więcej, ale nie tak dużo, jak 2 tygodnie temu...zastanawialiśmy się co mamy robić. Akurat wyszedł ksiądz, żeby przypiąć kartkę, że msza przełożona jest na 16:30 w...Katedrze Santa Maria del Fiore (ta co widać w tle). Wszyscy razem, niczym polska procesja udaliśmy się tam. i zastanawialiśmy się jakie to święto, żeby polska msza była odprawiana w najważniejszym miejscu we Florencji, gdzie odbywają się tylko uroczystości, a na co dzień wejście jest płatne. Może Dni Papieskie?

Do Katedry wchodziło mnóstwo ludzi. No tak, za darmo można wejść to turystów (i studentów) nie będzie brakowało. Okazało się, że w środku wszystkie krzesełka zajęte, ołtarz nad wyraz przyozdobiony, chór przygotowany, kamery podłączone, nie, nie, to na pewno nie będzie zwykła polska liturgia.
Na każdej włoskiej mszy przy wejściu albo na siedzeniach leżą książeczki z rozpisaną mszą, aktualnymi czytaniami i pieśniami. "Apertura dell'anno della fede" - msza rozpoczynająca rozpoczęcie Roku Wiary. Wszystko jasne. Wielka uroczystość dla całej archidiecezji. Przy ołtarzu służyła większość Archidiecezji Florencji, pod przewodnictwem kard. Giuseppe Betori.
Zawsze chciałem być na mszy w tego typu katedrze i w takim składzie. To było takie malutkie marzenie, które wiedziałem, że kiedyś się spełni, ale żeby tak szybko? Dzięki :D Jeżeli tak to działa, to niedługo będę przy wspólnym ołtarzu z Benedyktem XVI, a to już nie jest takie malutkie marzenie. :) 

Udało mi się znaleźć jedno wolne miejsce i to nie daleko ołtarza! Było dosyć głośno. Oczywiście nie jak na rynku, ale było słychać szum. Starałem się nie rozmawiać, niby miałem ułatwione zadanie bo byłem sam. Niby, bo po chwili siedząca obok włoska siostra zaczęła ze mną rozmawiać, wypytywać itd. Już się nie dziwiłem wszystkim rozmawiającym pod nosem ludziom, chociaż mój włoski mnie uratował. Szybko odpowiedziałem, co trzeba, połowę pewnie źle i odechciało się siostrze rozmawiać. 

Z drugiej strony siedziała bardzo wrażliwa, uczuciowa kobieta. Każde słowo wypowiadała od serca. Było czuć jej modlitwę i zaangażowanie całą sobą. Kiedy kardynał wychodził i błogosławił każdego, poleciały jej łzy. Na takich uroczystościach jest specyficzny i niezapomniany klimat. Wiele ludzi wspólnie modlących się, wielka obsada liturgiczna, przyozdobiony ołtarz i filary, zapach kadzidła, muzyka chóralna, organy, echo modlitwy rozbrzmiewające po kolejnych bocznych kaplicach i w dodatku po włosku. To wszystko tworzy podniosłą atmosferę i odpowiedni nastrój. Dzięki temu przekraczając próg kościoła łatwiej jest nam poczuć całe obecne sacrum.

 Taki obrazek zapamiętałem i taką będę pamiętał Katedrę Santa Maria del Fiore. Jest to już kolejny ważny zabytek, który odwiedziłem nie planując tego. Miałem puste kieszenie. Chciałem się tylko pomodlić, a zaprowadziło mnie, gdzie indziej. Podobnie było z bazyliką San Lorenzo, gdzie był koncert oraz bazyliką Santa Croce, którą odwiedziłem wczoraj. Czekaliśmy sobie na placu Santa Croce, gdzie (jak pisałem wczoraj) jest mnóstwo młodzieży. Podeszły do nas trzy dziewczyny i wytłumaczyły, co i jak. Poszliśmy z nimi. Był to rodzaj ewangelizacji ulicy. Weszliśmy, napisaliśmy własne modlitwy, posłuchaliśmy gitary, śpiewu, zapaliliśmy świeczkę...znowu było czuć sacrum.

 Każdego dnia i każdego wieczoru można ,mając dobrą wolę, spotkać coś i kogoś wyjątkowego, poczuć chwilę, której się nie zapomni do końca życia. Najczęściej są to chwile, których nie można sfotografować, bo akurat nie spodziewasz się, że będzie Ci potrzebny aparat, że będziesz chciał tą chwilę uwiecznić i zawsze czuć...o ile można powiedzieć, że zdjęcie, które wyraża tą chwilę będziesz mógł mieć zawsze przy sobie...

Fragment dzisiejszego I czytania (Mdr 7,7-11) "Dlatego się modliłem i dano mi zrozumienie, przyzywałem, i przyszedł na mnie duch Mądrości.(...) wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota." 



TANIEC tu i tam

Wyjeżdżając tutaj myślałem, że z  tańcem po Mistrzostwach Polski Formacji (15.09)  nie będę miał nic do czynienia. Tiaaa...
Przed półfinałem MP 2012


Strona teatru: http://www.maggiofiorentino.it/
Już następnego dnia znalazłem na specjalnej stronie z castingami z całych Włoch ogłoszenie, że poszukują tancerzy i tancerek (specjalizacja balet lub t. współczesny) do spektaklu w teatrze we Florencji! Czemu nie spróbować? :D Przeczytałem (jako tako ;p) regulamin, wysłałem CV i kartę zgłoszeniową (tak był wymóg) i czekam na audizione, które mam - jutro! (15.10 poniedziałek) :D Specjalnie nie pisałem o tym wcześniej :D Wiedziały może z 2-3 osoby ;)

Casting ma być w formie zajęć z baletu i t. współczesnego, po 1,5h każde. Podczas nich będą nas obserwowali jurorzy i kwalifikowali do następnych etapów. Jest dobra okazja, żeby po dłuższym czasie znowu sobie potańczyć i po raz pierwszy uczestniczyć w zajęciach po włosku! Ostatni etap - finał ma polegać na prezentacji swoich możliwości i pokazaniu swojego układu...haha (balet :D )

Nie liczę, że się dostanę ale zależy mi, żeby skorzystać z zajęć. Aczkolwiek wszystko może się zdarzyć i mogą mie przyjąć ( bo np. bd sam na castingu? xD) więc będę musiał im odmówić, bo bym nie dał rady pogodzić prób ze szkołą... chyba, że byłyby tylko od pt-niedz. :p
 Jak na razie nie wiem, co to ma być dokładnie za przedstawienie. Podobno coś związane ze starożytnością...chyba.Trzymać kciuki! Nie, nie za to ! Żeby zrozumiał, co do mnie mówią!



 POLSKA

  Z formacją Lotos Jantar mamy pokaz podczas Baltic Cup 19-21.10.2012r., prawdopodobnie w sobotę... Z tego względu wracam do Polski na te trzy dni. Mam wylot z Rzymu w środę wieczorem, a wracam w niedziele wieczorem z Gdańska także do Rzymu. Później pociągiem... O dziwo pociąg Florencja- Rzym jest tańszy niż Florencja - Bolonia ;o gdzie trasa jest o wiele dłuższa.





Pozdrowienia dla całej kochanej drużyny! :**

sobota, 13 października 2012

Rodzina Erasmusów

"Pojedziesz na Erasmusa to zobaczysz ile ludzi spotkasz!". Prawda ;) Za 4 dni minie miesiąc mojego pobytu we Florencji. Czas leci tak samo jak u Was, czyli bardzo szybko.

 Rzeczywiście spotkałem bardzo dużo ludzi z różnych części świata. I to nie koniec, bo z dnia na dzień poznaje się nowych, przede wszystkim Erasmusów. Najwięcej jest studentów z Hiszpanii, wszędzie, gdzie się nie spojrzy widać ich twarze, słychać język i wszystko pozostałe, co z nimi się kojarzy ;) Podobno jest ich tu ponad 400! Na moim kursie włoskiego (pomysł z wyborem poziomu A2 był nieudany, strata czasu, bo powtarzamy wszystko od początku...a wykłady po włosku mijają, gdzie poziom włoskiego profesorów jest minimum C2 ;p), więc na moim kursie grupa liczy 17 osób, z czego 10 to Hiszpanie...większość z Madrytu.
Na mieście i uczelni jest też sporo Chińczyków...

 Jak do tej pory spotkałem 3 polskich studentów ( w tym 1 Erasmusa z Krakowa, pozostała dwójka normalnym trybem robią magisterkę po angielsku), także nie jest nas zbyt wielu, albo nie mam do naszych szczęścia ;). Widocznie szczęścia też nie mam do włochów. Co prawda na wykładach w ich języku są sami Włosi dookoła, ale nie za bardzo jest czas i okazja, żeby pogadać. Przed przyjazdem myślałem, że będę znał samych Włochów, a tu niespodzianka ;)

Oczywiście nie ze wszystkimi poznanymi osobami się spotkam drugi raz...być może gdzieś przypadkiem albo na wspólnej imprezie. Jak do tej pory najlepszy kontakt mam, już go znacie - Valentino z Bułgarii ;) :* Już jak mio fratello, wszędzie razem, rozumiemy się bez słów, więc nie mamy problemu z angielskim, żeby się porozumieć :D  Często na mieście jak coś kupujemy, albo w jakimś biurze załatwiamy sprawy, pytają się czy jesteśmy z tego samego państwa, czy razem wynajmujemy mieszkanie i czy razem studiujemy :p Zgadza się tylko to, że mamy 2 kursy razem ;p I wiele wiele innych historii, właściwie co dzień jest inna, więc nie zabraknie mi nigdy tematów :D  Niestety jest tylko 6 miesięcy... Pozdrowienia Brat ! :* (teraz siedzi obok mnie, ale nie wie o czym/kim piszę ;p)

Valentino bez mostu :D


Valentino z mostem :D
Po za nim jest Elena, Julia, Matilde z Hiszpani, Viktoria i Witold z Litwy, Alfredo z Meksyku, Kevin z Ameryki, Simona ze Szewcji, Milo z Chin, Xkskj nie wiem jak się piszę, ale z Korei Pd, Xdcscs z Indii (spotkaliśmy go przy automatach z jedzeniem w nocy :D), Sawdżin z Turcji, Letizia z Kostaryki, Joao z Portugalii, Cesaro z Marsylii; Roberta, Mattia, Sharkrokh z Włoch i ulubiony sprzedawca dupereli z Senegalu. Z nimi  utrzymuję kontakt albo widzimy się najczęściej na campusie. Serdecznie pozdrawiam! :*

Spotkałem się również z Marokańczykami, Egipcjaninem...moja właścicielka mieszkania jest z Wenezueli. Także do poznania całej kuli ziemskiej została mi jeszcze tylko Australia i Antarktyda !! :D


Taras w Galeria Ufizzi, widok na Palazzo Vecchio. Valentino, Alfredo, PaweŁ ;p
Piazza Santa Croce, 00:12 ;p
Rada: Najlepszym sposobem, żeby spotkać kogokolwiek jest udanie się po 21 na Piazza Santa Croce w centrum Florencji. Jest tam mnóstwo młodych ludzi z wielu państw. Wystarczy usiąść na schodach i chwilę poczekać. Zupełnie jak na rybach :D  Tam spotkaliśmy Alfredo z Meksyku i przegadaliśmy kilka godzin...:D







 
Pozdrowienia z ciepłej ale chyba co raz bardziej deszczowej Florencji !! :**

czwartek, 11 października 2012

O tej, która manipuluje nami wszystkimi ;)

Dzisiaj we Florencji słońce się chowa i pokazuje. Jest 20 stopni i trochę parno. Może to jest przyczyna...                                                                              Chociaż dla mnie to wciąż gorąco...zresztą nawet wieczory są takie same. Słyszałem, że dzisiaj w Toruniu jest 6st, a w nocy były 3st.. hehehe tutaj trzeba dostawić dwójeczkę  z przodu, bo jest zupełnie  inaczej. Więc dlaczego?

A może to sposób na przygotowanie się do zimy, żeby "buciki" rozchodzić, przygotować podeszwy do ciężkich zimowych, florenckich warunków, -50, 2 metry śniegu - buty muszą być idealne i doskonale przystosowane!

Innym powodem zapewne jest oszczędzanie balerinek, japonek, klapeczek, sandałków i wszystkich innych wymyślnych odkrytych bucików. Ale oszczędzenia przed czym? No jak to, przed kolejnym latem. Wszystko, co się odłoży, można użyć później w nienaruszonym stanie! ( noo może oprócz jedzenia...pewnie niejeden student już się o tym przekonał ;) 

Jeszcze jakieś powody? Proszę bardzo. Życie potrafi zrobić psikusa, więc może się okazać, że zima, albo późna jesień  nie są porami ,w których najczęściej łapie się przeziębienie. Włoszki wiedzą o tym i wolą się już odpowiednio przed tym zabezpieczyć, żeby przypadkiem nie złapać choroby od podłoża. Nawet kosztem przegrzania dolnych części nóżek. 

Z pewnością mają One DOSYĆ porządkowania obuwia, układania w szafach, rozmyślania przed każdym wyjściem, które buciki założyć; patrzeć jaka jest pogoda, czy wiosenne kolory bucika pasują do dzisiejszego stroju, zastanawiania się jaki mam humor, żeby dopasować pantofelki itd... Włosi i Włoszki, jako kombinatorzy wymyśli, że będą nosić jedną parę, cały rok i wszystkie codzienne problemy znikną. Ba! Ile czasu zostanie zaoszczędzone! Teraz już nie tylko szybko będą dojeżdżać na skuterkach do pracy, ale i szybko wychodzić z domu! Niedługo im dom nie będzie potrzebny ;p

Tylko czego my szukamy przyczyny, jakich powodów, dowodów i przykładów? Jesteśmy już bardzo blisko ...

Ale jeszcze jeden powód. Spójrzcie na początek, na zdjęcie. Włochy. Półwysep. Kształt? TAK! "Włoszki patrioszki". Swoim ubiorem chcą nawiązać do granic swojego państwa. Chcą pokazać, wyróżnić się w tłumie, żeby każdy od razu poznał, gdzie jest ich ziemia rodzina. Jaki kraj jest im najbliższy sercu! Już wisiorki i bryloczyki nie wystarczą ! 

Trzeba nosić zimowe kozaki nawet w lato! Nawet jak jest czyste niebo, świeci słońce, susza, 33 stopnie w cieniu, każdy się ochładza, jak tylko może, w sklepach brakuje wody pitnej, ale porządne trapery, najlepiej z wełną w środku - obowiązkowo!

Tak. Wiemy o co się rozchodzi. To jest moda!  Zobaczcie sami i podziwiajcie :D





Wystarczyło wyjść na ulicę, postać 5 min i w odpowiednim czasie nacisnąć spust migawki :)

Ciekawe, co po zdjęciu...(nie chodzi o fotografię ;p )



Zdjęcia wykonywane w Arezzo i Florencji. Wszelkie prawa niezastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora dozwolone!
Zdjęcie szpilek! Tak! Wyjątek jeżeli chodzi o temat, ale niezwykłość w chodzeniu  i ubraniu. Chodzi o górę w każdym sensie. Ta Pani była ubrana bardzo ciepło u góry i podchodziła w tym specjalistycznym obuwiu (nie wiem czy nie trzeba mieć przypadkiem zrobionych badań wysokościowych) pod naprawdę stromą górę.

Dzięki modzie, łatwo poznać, kto skąd jest. Chociaż jak i w gramatyce - są wyjątki i trzeba uważać :)
Tak na prawdę to nic do modnych pań nie mam, tylko troszeczkę tego nie rozumiem. Jakoś nigdy bym o tym nie pomyślał, żeby założyć zimowe buty w środek lata, nawet idąc na bal przebierańców.  Może kiedyś ktoś mnie przekona albo uświadomi  - dlaczego i do czego to wszystko zmierza. A co będzie w zimę? Ciekawe gdzie ma oczy ta "moda" i do czego nas jeszcze doprowadzi... Zobaczymy ;)  

Serdecznie pozdrawiam z tenisówkami na nogach!  :*