"Przyszłość należy do Was, do młodych. Trzeba abyście wchodzili na wielkie drogi historii nie tylko tu w Europie, ale na wszystkich kontynentach i wszędzie ażebyście stawali się świadkami chrystusowych błogosławieństw."
JPII

UPORZĄDKOWANY BLOG NA MOJEJ NOWEJ STRONIE:
http://jacektraveler.wixsite.com/jacek-traveler

Wyświetlenia

wtorek, 26 lutego 2013

Rzym 23-24.02.2013r. - Moje małe cuda...


 Tak się stało, że byłem już trzeci raz w Rzymie. Ogólnie wszystkie te moje wyjazdy poczynając od Erasmusa we Florencji, po podróże we Włoszech wydają mi się nierealne i niemożliwe. Chyba nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że coś takiego akurat mnie czeka.  Jestem Mu bardzo za to wdzięczny.




Tym razem Rzym był jeszcze inny, zupełnie inny. Nie tylko z tego względu, że miałem okazję porobić zdjęcia w nocy. 
Porównując do pierwszego razu - nie było rodzinki, do drugiego - nie byłem sam i miałem całe dwa dni na zwiedzanie. Trzeci raz był wyjątkowy...pod każdym względem. Poczynając od błahej rzeczy jaką jest pogoda i kończąc na najważniejszych dla mnie osobistych cudach jakie tam doznałem, poprzez spotkanych ludzi na mojej drodze. Dzięki Ci za pomoc!

(Minigaleria)


Bielt na metro i inne środki komunikacji miejskiej: 100min - 1,5E lub do 24:00 - 6E. W niedziele wszędzie przemieszczaliśmy się metrem, żeby zaoszczędzić już siły. Rzym będę mógł zwiedzać tylko od środka, wchodząc do różnych muzeów ;)




Lubię to ! "Tacy kozacy? :D"                *patrz gladiatorzy ;p









 Około godziny 15:00 - zbliżają sie wiadomości! Wiele stacji tv rozstawiło się w okół placu. Była też polska! Oczywiście przeszliśmy przed ale mieli kilka prób i głupio było kręcić się w tą i spowrotem ;p Tym bardziej, że tło było czyste, bez ludzi...bo kto w taką pogodę spaceruje po mieście..


Zwróćmy uwagę na położenie torebki :D

Zawsze ciekawiła mnie piramida w Rzymie! Jedziemy zobaczyć! Jesteśmy na miejscu i nie mogę jej znaleźć...a niby taka duża się wydawała na zdjęciu...ale ostatecznie znaleźliśmy! ...zamaskowaną (czy raczej zarusztowaną ;p)



Tym razem mój aparacik współpracował i zrobiłzadowalającie fotki 
 (koniec minigalerii)

Prognoza pogody się sprawdziła. Przyjechaliśmy o 9 rano. Całą sobotę lało i silnie wiało. Z niedzielą było podobnie oprócz wiatru i... oprócz tego, że był piękna pogoda przed i podczas Anioł Pański z papieżem. (Dzięki!) Po modlitwie zaczęły nadciągać chmury i padało, z przerwami ale do samego rana. Wyjeżdżaliśmy o 6 rano.

niepozowane! sam bym tak nie zrobił.


no tak. W takich warunkach trzeba 5 km/h .
Z powrotem też nam się udało. Bilety wskazywały, że mamy mieć przesiadkę w Sienie - z 2-godzinnym oczekiwaniem na kolejny autobus. Nie uśmiechało się to nam, bo było zimno
(w Sienie padał śnieg! ;o) i ogólnie zmęczenie dawało się we znaki, a może bardziej niewyspanie ;) Tymczasem, czekał na stacji inny autobus, porozmawiałem z kierowcą i pozwolił nam jechać! Wyrzucili nas na obrzeżach Florencji! :D Tym sposobem byliśmy ponad 2h szybciej w domu :) Dzięki !



Pogoda chyba zaskoczyła  każdego :P


Tak się stało (oczywiście też przypadkiem), że przez te dni w domu we Florencji nie było ani ogrzewania, ani ciepłej wody. Wchodząć do domu, mechanik kończył pracę i dopiero od naszego przyjścia ciepła woda zaczęła istnieć. hmmm ;)


Podczas sobotniego zwiedzania zmieniałem parasolki jak rękawiczki :D Mieliśmy jedną, solidną i drugą, właściwie połówkę. Nie wytrzymała całego dnia ale całe szczęście wybredni włosi porzucali swoje wraki (całkiem dobre!) na chodnikach. W ten sposób uzbierało się kilka parasolek na kolejne dni :D (i przetrwały aż do Florencji :D)












Jedną noc spędziliśmy w hostelu. Przed wyjazdem zapisaliśmy w razie czego kilka adresów. Szukaliśmy z 5 minut ale nie znaleźliśmy. Właściwie nie mieliśmy czasu, bo hostel sam nas znalazł :) (Pan nas zawołał na ulicy). (Dzięki!)

(recenzja hostelu)
Ma hostel, Via Magenta 24 (1st floor) (www.mahostel.com). Na początku chciał 20 Euro i ściemniał, że wszyscy tyle płacą. Nie wiedząc jaka jest prawda "wytargowałem" (nie było zbyt szybko) na 14E za osobę. Jak się okazało inni współmieszkańcy też tyle płacili ( bo taka cena była w internecie). Czytałem recenzje na forach, że byli załamani warunkami, brudem, robactwem itd. Nie mogę tego potwierdzić. W pokoju (4 osobowym) było czysto, łazienki szału nie ma ale idzie normalnie się umyć, jest miejsce na podgrzanie pizzy w mikrofali, zrobienie herbaty, cukier i wi-fi. Jak dla mnie może być i raczej polecam. Cena niewysoka i lokalizacja bardzo dobra - koło Stacji Kolejowej i Metra - Termini.

(sytuacja w hostelu)
W hostelu tak trafiło, że ostatnią noc spało też tam dwóch Polaków ;) Bracia, jeden jak ja: student Erasmus Stosunków Międzynarodowych, a drugi, jako pomocnik w przeniesieniu się z Rzymu do Polski ;) Miłe spotkanie, wymieniliśmy się info z uczelni i dostaliśmy od nich zapas jedzenia, bo nie było sensu i miejsca, żeby zabierali z powrotem do domu :D Puszki rybne, pasztety i gulasz  (pozdrawiam Wiktor ! :D )

(Erasmus w Rzymie)
Swoją drogą, największy Uniwersytet w Europie, pod względem liczby studentów "La Sapienza"  chowa się pod względem organizacji do Uniwersytetu we Florencji. Przynajmniej oczami Erasmusa. Totalny chaos pod względem organizacji, na stronie internetowej nic nie można znaleźć, studenta przeganiają po podpisy, pieczątki i inne biurokracje po wszystkich wydziałach. Ciężko znaleźć odpowiednie kursy, nie mówiąc już o przedmiotach po angielsku. Taką opowieść słyszałem od Mateusza (chłopaka z hostelu, brata, który już wracał). Nadal nie wiem ile zdobędzie w końcu punktów i jak to się potoczy.

Pamiętam jak chciałem wyjechać na Erasmusa do Rzymu, pisałem pisma i nawiązywałem umowy. Okazało się, że mógłbym pojechać ale dopiero na rok akademicki 2013/2014, nie mogłem czekać więc wybrałem Florencję, która też mnie wołała ;) I jak widać, słusznie.













Nie patrząc na pogodę weszliśmy na kopułę Bazyliki św. Piotra! (5E, samymi schodami / 7E winda + 200 mniej schodków - proponuję wejście bez pomocy windy). Jednak pamiętam, jak wchodziłem tam mając jakoś 12 lat ;) Tylko warunki na górze były nieco inne..zobaczcie sami ;)





Niezwykłe spotkania...

Jednak w Rzymie nie było najważniejsze dla mnie zabytki (których już naoglądałem się dużo nie tylko na żywo ale i w telewizji
Pierwszy i ostatni raz miałem okazję uczestniczyć w modlitwie Anioł Pański z papieżem  Benedyktem XVI. W momencie planowania wyjazdu i kupienia biletów nie było jeszcze wiadomo, że opuści On posadę biskupa Rzymu. Tym bardziej jestem zadowolony, że udało mi się być w tym dniu na placu św. Piotra.



(wideo Benedykt po polsku ;))





Na tą okazję szukałem polskiej flagi. Ciężko było znaleźć i przerobiłem z włoskiej. Zawsze to biel i czerwień! Spotkałem wielu polaków, przede wszystkim w Watykanie, którzy bardziej niż ja cieszyli się z tej flagi. Robili zdjęcia, dzwonili do znajomych żeby szukali polskiej flagi z czerwonym  napisem Elbląg! ;)

Pozowałem do kilku kamer ale na głównym kanale chyba mnie nie puścili ;p Wokół mnie oczywiście stali Polacy. Jeden z nich zrobił mi zdjęcie, podczas modlitwy, po czym zapytał się czy ma mi wysłać. Podałem maila i podziękowałem. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie fakt, że wczoraj sprawdzam maila, a tym panem jest główny minister Ambasady Polskiej w Rzymie!
Czyżby to taki zwyczajny "zbieg okoliczności" żeby ustawić się koło tego jednego mężczyzny, skoro na placu było 100tyś ludzi?
Tym bardziej, że wszystko idzie ku temu, że spróbuję dostać się  na praktyki do Polskiej Ambasady w Rzymie.  (Dzięki!)


Jedyna godzina bez kurtki na dworzu ;)

Również do nietypowego doszło wieczorną porą w autobusie miejskim. Kierowaliśmy sie w stronę Watykanu.
Napreciwko mnie siedziała pewna pani z walizką. Lekko się uśmiechnęła, odwzajemniłem się tym samym. Po chwili sytuacja powtórzyła się, jednak Pani z Kanady, która ma rodzicó we Włoszech zapytała:
- Pan jest z Anglii czy z Polski?
 - Z Polski, a jak Pani poznała?
- Z profilu jesteś podobny do papieża (uśmiech), jak widzę sympatyczną twarz i ułożoną osobę zawsze pytam się skąd jest, bo mnie interesują ludzie. Zawsze taki zdanie mam o Anglikach, jako o gentelmenach, teraz też już będę wiedział to samo o Polakach.

Rozmowa toczyła się przez kilka następnych przystanków. Rozmawialiśmy o studiach, o językach obcych, trochę o polityce, bo Pani studiowała to, co ja aktualnie. Zapytała się też o moją przyszłość. Jednak to, co najbardziej zapadło mi w pamięć było zakończenie rozmowy. Doradziła mi żebym się nie bał,  mój papież jest ze mną cały czas, a Pan Bóg mnie błogosławi...  Dojechaliśmy do pętli dawno temu przejeżdżając nasz pszystanek. Wszyscy się rozeszli,a my musieliśmy zawrócić.

To kolejna osoba nam mojej drodze,  być może przypadkowa, chociaż już w przypadki chyba przestaje wierzyć. Przecież zwyczajnie siedziałem i nic nie mówiłem w autobusie.




Beatus Joannes Paulus II






Przez dwa dni byłem u naszego Papieża. Tak jak obiecałem modliłem się za Was i w Waszych intencjach.
Jednak coś szczególnego działo się w sobotę, a punktem kulminacyjnym była modlitwa przy gróbie JPII.
Ale po kolei...


Jechałem do Rzymu z intencją, żeby złożyć kwiaty przy grobie i pomodlić się. Pogoda była okropna. Napotkałem małą kwiaciarnię, niedaleko od Watykanu. Szczątki parasolek musiałem zostawić przed wejściem.
 -Dzień dobry! Poproszę dwa kwiaty: biały i czerwony.
 -Niestety są tylko dostępne białe róże, ale są drogie.
- A te tulipany? i te wyżej białe?
- Sprzedajemy tylko w bukietach, nie można pojedynczo. Ale dziewczyna ucieszy się jak dostanie różę.
- To nie dla dziewczyny to dla papieża...

I rozmowa dopiero wtedy się zaczęła. Wzruszona Pani dowiedziała się, że jesteśmy studentami, z Bułgarii, z Polski  i że zostajemy tu tylko dwa dni. Zerwała szybko po kwiecie z bukietów i zrobiła piękną wiązankę. Dała nam za darmo, prosząc o szczerą modlitwę. Musieliśmy wyglądać jak spragnieni pielgrzymi, bo chciała nam dać również parasole. Tak zaczęła ukazywać się dobroć zwykłych ludzi na naszej rzymskiej ścieżce...




"Maria e Giuseppe, proteggetemi lungo il cammino della vita. Custoditemi da ogni pericolo, sostenetemi nelle mie fragilità e fate che senta gioia nel donore." - napis a pod nim medaliki: Józefa i Maryji. 


Nie Benedykt XVI, nie msza w Bazylice św. Piotra ale modlitwa przed grobem JPII zrobiła na mnie największe wrażenie i pozostanie we mnie przez cały czas. Było też tam coś niezwykłego.
Klęczeliśmy. Szturchnęła mnie pewna kobieta.
-To Ty położyłeś kwiaty przy grobie?
-Tak.
-Pięknie...
(po chwili)
-Skąd jesteś? Mówisz po włosku...
-Tak. Jestem z Polski.
-aa..dobrze...

Nie wiem dokładnie ile czasu minęło ale kobieta znowu mnie puka i daje mi medaliki "Ovunque Proteggimi" ("Chroń mnie wszędzie"). -"Dla Ciebie. Będą Cie chroniły przez całe Twoje życie. Niech Bóg Cię błogosławi". Po czym wstała i wyszła.
-Dziękuję...


Amen.

I niech Was Bóg błogosławi !

 Pozdrawiam ! :**

środa, 20 lutego 2013

Viareggio 17.02., niedziela

Dzień po Pistoi pojechaliśmy do Viareggio.


Pokaż Viareggio i Pistoia na większej mapie

Przepięknie położone miasteczko, z jednej strony morze, a z drugiej góry - każdemu da się dopasować.

Viareggio 17 luty - niedziela
Tym razem byliśmy z czwórkę. Dołączyli do nas Martynka i Pawełek z Polski! :D



Pociągiem Florecja - Viareggio, kosztuje 9E. Autobusy z głównej stacji nie jeżdzą w tym kierunku. Znaleźliśmy spółkę CAP, autobusy VaiBus, które trasę tą pokonują za 7E ;) ale w 3 godziny, jadąc przez Luccę.

Ludzie się na kąpali, troszeczkę jeszcze przy zimno, ale..






Dlaczego akurat Viareggio i dlateczego w niedziele? Nic nie jest przypadkowe! Tego dnia odbywał się tam jeden z większych (może bardziej znanych) karnawałów we Włoszech. Ostatnia niedziela karnawału będzie 3 marca - także są nieco opóźnieni.



W roku 1873 grupa młodych ludzi z wyższych sfer wpadła na pomysł, by główną ulicą Viareggio przejechały wozy ustrojone kwiatami. Mieszkańcy miasta postanowili wykorzystać zwykłą zabawę do wyrażenia niezadowolenia społecznego i dołączyli do bogatej młodzieży ze swoją, ośmieszającą wersją parady.*


Pomysł spodobał się wszystkim, bo była w nim zupełnie nowa energia. Trochę zabawy i polityki, żartu i krytyki, wszystko w atmosferze karnawałowego szaleństwa, ale jednak z odniesieniami do współczesności.*










Na ulicy pojawiają się ogromne wozy, na których umieszcza się wielkie figury znanych postaci. Przygotowuje się je z masy papierowej, a kilka osób porusza je, przez co nie są one tylko kukłami, ale sprawiają wrażenie, jakby one także brały czynny udział w zabawie.*


















Cała główna ulica odgrodzona jest strzeżonymi bramami. Wejście na karnawał kosztuje 15E. Czy się opłaca? Trzeba zdecydować już samemu. My nie wchodziliśmy i nie żałujemy.  Są miejsca z których widać wszystko tylko, że trochę dalej. Na pewno warto przyjechać i zobaczyć to samemu, wszystko wydaje się o wiele większe, a dla obeznanych w polityce może być niezła zabawa :D



O ile w Wenecji liczy się powrót do przeszłości, urok minionej chwały tego miasta, o tyle w Viareggio zabawa jest tym lepsza, im więcej jest w niej odniesień do czasów nam obecnych.*






W tym czasie konfetti jest wszędzie! Można je dostać i nim dostać w każdym miejscu :D Nie raz oberwałem od młodszych włoskich przyjacieli :D



















 Symbolem karnawału w Viareggio jest Burlamacco, czerwono-czarny pajac, wymyślony w 1930 roku przez miejscowego malarza futurystę Uberto Bonettiego. Na początku nie miał imienia, ale szybko zdobył ogromną popularność i jego twórca dodał mu imię odpowiednie dla jego prześmiewczej natury. 

Ze strony portu...


JACO



P.J foto

nie nie, żadnego wulknanu tam nie ma ;)

Był ulice z drzewami takimi jak ponieżej,



 P.S Nie dobre, kwaśne... ;p











oficjalna strona karnawału http://viareggio.ilcarnevale.com/pdf/VIAREGGIOCARNIVAL2013.pdf

więcej fotek:  strona na fb ;)

Nie ma co się zatrzymywać idziemy dalej! Przed nami Rzym od soboty rano do poniedziałku rano. Zamierzam przejść cały Rzym jeszcze raz, spotkać się z naszym JP II i załapać się jeszcze (dla mnie po raz pierwszy) na Anioł Pański z Benedyktem XVI na pl. Św. Piotra !


 A później już początek drugiego semestru i oczekiwanie (mam nadzieję) na kolejne wycieczki :)



Pozdrawiam ! :)


*http://www.oliwazoliwek.pl/obyczaje/wielka-impreza-w-viareggio/



poniedziałek, 18 lutego 2013

Pistoia 16.02, sobota , "nie samym miastem żyje człowiek"



Widok z autostrady

Sobota rano, ładna pogoda, ciepło, nie ma zbyt dużo do robienia, a pomysłów wiele - czas spełnić jeden z nich - wybrać się w góry! W pobliżu nie ma wysokich szczytów ale za to jest dużo toskańskich wzgórz. Najbliżej nas jest Góra Prato, jednak zbyt blisko i będzie na nią czas później.



Postyanowiliśmy pojchać do Pistoi, miasteczka oddalonego 30 km od Florencji. 
Była sobota, więc ryneczek był otwarty. Większość zabytków przykrytych rusztowaniami - przygotowania do sezonu - odrestarowywanie.



Zaszliśmy do informacji turystycznej po mapy i ogólnie, gdzie tu można się udać poza miasto. Dużego wyboru nie było, a mapa skończyła się już na obrzeżach miasta, więc za bardzo nam się nie przydała. Mimo wszystko jakby ktoś chciał to mam! ;)

Pan z informacji znał dobrze Bułgarię i Polskę! Mówił, że w Pistoi mieszka dużo Polaków, dobrze pracują i są mili, nawet sam ma przyjaciół z Polski ;)
Bonsai xD




Co z tego, że już połowa lutego! Oni wiecznie są spóźnieni... (Włosi)




Zapytałem czy nie są to prazypadkiem wodery (buty do łowienia ryb) - okazało się że nie ! ;o

Z godziny na godzinę robiło się co raz cieplej, chociaż pogoda jest zdradliwa !

Plantacja palm ( z widocznym taboretem na środku ;p )
Nie chodziło nam również, żeby zwiedziać, więc przeszliśmy miasto i udaliśmo się w górę i w górę...


Każda przygoda zaczyna się tak samo! Trzeba wyjść z domu, a jeszce wcześniej - dobrze się przygotować. Kilka warstw, przedmioty do rytuałów leśnych (coś ostrego, ogniowego, dającego światło i ciepło) oraz...jedzenie i picie. Tym razem przenieśliśmy miasto do lasu, bo z samego rana kupiliśmy i zapakowaliśmy na wynos - 2 kebaby :D  Towarzyszyły mi przed dłuższy czas w plecaku :p

tutaj mapa się skończyła. Teraz trzeba iść w górę, żeby widzieć miasto i mieć punkt odniesienia ;)
Zobaczyliśmy ten akwedukt, wiadukt już z miasta...wydawał się bardzo daleko, jednak wszystko  jest możliwe i od tej pory był naszym celem.
Znwou serce mocniej zabiło, a to tylko oznakowanie szlaku ;)
Po drodze spotykaliśmy samych miłych ludzi. Wszyscy sami zaczynali się witać z nami: Ciao! Buona Sera ! Salve ! jak w prawdziwych górach ;)





Chwila przerwy w ogrodzie oliwnym...mm..
Uciec od chińczyków, od tłoku  Florencji , połoźyć się na zielonej powierchni, z pofalowanym przed sobą i niebieskim na górze... mmm..

Gdzie było możliwe dążyliśmy do ośnieżonych szczytów. Jednak z każdym krokiem i one się oddalały ;/ Pozostało nam cieszyć się białym resztkami... :-)






połowa trasy (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że połowa ;p) widok z klasztoru na Pitoię.


ta chata, nazwana przeze mnie "stara budowla", będzie widoczna na filmiku ;)




dorwałem przyjaciele, w końcu jest raźniej ;) Później się okazał bardzo pomocnyy ;)



Ostatnie podchody. Dżungla. Zapytałem pewną panią, czy jest jakaś inna droga... "Wszystkie drogi są pozamykane, a reszta tereny prywatne i dużo psów". Ha !


W najcieższym etapie wspinaczki, znaleźliśmy dużo kości...hmm
 Ostatni etap, otatnia góra pod wiadukt była najcięższa. Nie było już typowej ścieżki dla turystów, cyz dla mieszkańcó wyżej położonych domów. Trzeba było iść strumykiem lub przeciskać się przez powalone drzewa i haszcze. Od razu przypomniała mi się dżungla z Cejrowskim, z tym, że nie mieliśmy tragaży, ani maczety, która tam akurat by się przydała.


przeprawy ciąg dalszy... ;)




Szczyt !

Koło wiaduktu, widok na Pitoię. 
 Po dotarciu na miejsce, człowiek dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że w górach inaczej widać odległości, podobnie jak na wodzie.





Wyszliśmy na główną drogę i niechcący ( albo bardzo byliśmy z tego faktu zadowoleni) znaleźliśmy przystanek i ostatni autobus tego dnia zjeżdżający do Pisoti pod samą stację! :D 1,5E za bilet, ale nie o kwotę tu chodzi tylko o zbieranie tej kwoty... Kierowca nie miał jak wydać, więc zapłaciliśmy monetami po 10 i 5 centów! :D

Ostatecznie, czekając na autobus powrotny zjedliśmy keBABY! :D Po tylu godzinach nie było czuć, że są zimne i że cały sos wypłynął :D Za to plecak pachnie do dzisiaj...




Florencja - Pistoia   , Pistoia - Florencja  - 30km, więc wygoda nie gra roli z jednym ale (o tym zaraz). Pociągiem koszt podróży w jedną strone 4,20E, autobusem z firmy VaiBus 3,25. Wybraliśmy autobus i po 35min bylismy na miejscu.


 Te jedno ALE! Warto jechać autobusem,ALE tylko tym, który jedzie przeez autostradę! W drodze powrotnej wzięliśmy autobus miejski, który zatrzymywał się co przystanek (Od Pistoi przez Prato, Sesto Fiorentino itd..), jechał 1,5H (wyjechaliśmy o 18, w domu o 19:30), oczywiście nie było miejsca do siedzenia i na dodatek był kanary, znaczy się kontrola biletów^^. Jeszcze ani razu nie zdażyło mi się, żeby ktokolwiek sprawdzał bilety na trasie międzymiastowej. Zupełnie odwrotnie niż w komunikacji miejskiej, gdzie zdażają się bardzo często. (grzywna min. 50E).



Hulia ! :D  - Valentin też był dobrze przygotowany w razie nagłej zmiany pogody albo niegu po pas! :D


Pozdrawiam !! :))