"Przyszłość należy do Was, do młodych. Trzeba abyście wchodzili na wielkie drogi historii nie tylko tu w Europie, ale na wszystkich kontynentach i wszędzie ażebyście stawali się świadkami chrystusowych błogosławieństw."
JPII

UPORZĄDKOWANY BLOG NA MOJEJ NOWEJ STRONIE:
http://jacektraveler.wixsite.com/jacek-traveler

Wyświetlenia

czwartek, 31 lipca 2014

¡Bienvenidos en Peru!

Bandera del Perú

Zaczynając pobyt w Peru od Limy, a następnie zapuszczając się w głąb And nie sposób nie zauważyć symboli narodowych. Podobnie jest z językiem. Na wybrzeżu słychać castellano, który dla Peruwiańczyków jest zupełnie innym językiem niż hiszpański. Nieco dalej w rejonie Cuzco słychać kolejny język urzędowy – quechua. Słychać go szczególnie podczas spacerów na mercado (targowisku) przeciskając się wśród kolorowo ubranych starszych pań. Co z dziećmi? Mają one w szkole  przedmiot quechua, jednak na co dzień rozmawiają w castellano. Quechue wszyscy rozumieją, niektórym nieco gorzej idzie z płynnym mówieniem. W tym języku rozmawiają też ze swoimi rodzicami z dalekich gór. Sam miałem okazje uczestniczyć w rozmowie w quechua, powiedzieć ari – tak, michuj – jedz, a nawet uczestniczyć we mszy, której niektóre części były w tymże języku. Trzecim językiem urzędowym na tych ziemiach jest Ajmara. Jeszcze nie miałem z nim kontaktu. 



Cztery razy większe od Polski Peru liczy tylko 29,5 mln mieszkańców. Chociaż peruwiańskie rodziny są bardzo liczne (co wpływa na zapełnianie się domów salezjańskich jak ten w Calce), to główną przyczyną jest wyjątkowe ukształtowanie terenu, które nie sprzyja dużym miastom. 

Krainy geograficzne – rodowód Peruwiańczyków


             Rzeczą najważniejszą w Peru, która decyduje o wszystkich aspektach życiowych i kulturowych jest klimat, a zarazem zróżnicowanie krain geograficznych. Wpływają one na hisotrię danej społeczności, mentalność, język, kulturę, zwyczaje, wygląd, wyznanie, kuchnię oraz światopogląd. Widać to wyraźnie na każdym kroku. Słychać to dokładnie w każdym miejscu. Peruwiańczycy są świadomi swojej różnorodności i niemal każdy potrafi opisać swojego rodaka z innej krainy. W domach salezjańskich, jak Lima, czy Calca jeszcze łatwiej to dostrzec. Trafiają tam chłopacy z całego Peru. Przynoszą swoją mentalność i jeżeli wystarczającą ją przyswoili, zostają z nią do końca życia. Mają to we krwi.

           Wyróżnia się TRZY krainy geograficzne: Costa (wybrzeże), Sierra (góry) i Selva (dżungla). Każda wyróżnia się czymś szczególnym. Dzielą one pionowo Peru od zachodniego brzegu – costa poprez centrum – sierrę i zachodnią część – selvę. Każdą z nich odkryjemy na bieżąco. Odkrywając Limę zrozumiemy ludzi z costy. Za dżunglę zajmującą 2/3 powierzchni Peru odpowiedzialne jest miasto – brama wejściowa do dżungli - Iquitos, do którego mimo zaproszenia nie uda mi się dotrzeć. Natomiast Sierra to obecny dom – Calca, Cusco i Machu Picchu – reprezentującę Świętą Dolinę Inków!


Droga do Peru - misje


              Dlaczego Peru? Samo wyszło. Dobra, dobra, nic samo nie wychodzi. Drugi semestr studiów we Florencji. Kontynuuję zabawę w języki obce. Nowa okazja – hiszpański, jako przedmiot do wyboru. Zaliczyłem. Są podstawy. Wychodząc z założenia, że jeżeli zna się więcej języków można pomagać większej ilości ludzi i powiekszając zasięg komunikatywności na inne kontynenty to… Kolejny rok, jako wolny słuchać na hiszpański. Zamiast włoskiego.
Idea misji narodziła się podczas Erasmusa. Oczywiście misji w Afryce, bo niby gdzie indziej? Jednak Afryka ma dużo wolontariuszy.
              Słyszałem też głosy dlaczego muszę jechać aż tak daleko? Wydaje się pieniądze na przeloty, a można by je przekazać na charytatywny cel.  Co więcej – przecież w Polsce też są potrzebujące dzieci, też są potrzebni wolontariusze. Nie trzeba na to odpowiadać, ale można się zastanowić. Czy pieniądze zastąpią człowieka i to, co może zaoferować, przekazać, nauczyć? Jeżeli Bóg daje komuś szansę na naukę języków, zdobywanie doświadczenia, które może przekazać dalej młodszym oraz możliwość zarobienia pieniędzy na wylot – czy nie warto tego wykorzystać? W Polsce jest wiele wolontariuszy, którzy robią piękne dzieło. Tam ich nigdy nie zabraknie, bo od ojczystej ziemii zawsze się zaczyna. A czy misja zagraniczna będzie trwać wiecznie? Czy po powrocie do Polski wolontariat się skończy? Wolontariat zmienia ŚWIAT na lepsze. My dajemy i odbieramy. Nauczamy i się uczymy. Ten rodzaj pracy uszlachetnia i daje nowe spojrzenie i siłę, aby po powrocie zmieniać świat od własnego mieszkania. 





Droga do Peru – jacek.traveler

Po odobytych podróżach przez ostatnie lata przyzwyczaiłem się, że można znaleźć tani transport w każdy zakątek świata. Szukałem dużo i długo i…nic. Pojawiały się opcję tańszych lotów przez Anglię, Madryt, Pragę, a nawet USA, jednak kombinacje (dojazdy na lotniska, noclegi, wizy itd.) nie były warte nieco niższej ceny. Lot do Peru wyszedł w cenie normalnej. Przyczyną było bliski czas wylotu, w   miarę sztywna data, która obejmowała najbardziej oblegane miesiące. Mimo to, trasa przelotu dawała satyfakcję.

Przebieg trasy:
1) Warszawa – Monachium – Sao Paolo – Lima    ( a później lot do Cusco)
2) Cusco - Lima – Bogota (Kolumbia) – Frankfurt – Warszawa

Warszawa – niezły początek. Lot opóźniony.

Monachium – wylatywaliśmy do Sao Paolo Lufthansą. 5 godzin przerwy – ale jakiej! Terminal Lufthansy oferuje ciepłe napoje, wwygodne siedzenia, leżaki, światową prasę i przede wszystkim prąd i ciepło. Na razie nr 1 na liście lotnisk.




Sao Paolo – Tutaj ambicje były bardzo wysokie. 12 godzin przerwy! Przygotowany plan zwiedzania. Mapa metro, dojazdów do lotniska, atrakcji i zabytków do zwiedzenia. Dodatkowo poczucie klimatu kończącego się Mundialu. ( chociaż, po przegranej z niemcami przypominało to żałobę). Niestety. Cały plan zwiedzania musi poczekać do następego razu. Problem z wzią? Nie. W Brazylii można przebywać bez wizy do 90 dni. Przeszkodą był nieprzewidziany koszt opłaty lotniskowej (departure tax), którą dokonuje się przed ponownym check-in udając się na lot międzynarodowy. Obsługa poinformowała nas iż koszt tego podatku wynosi ponad 50 USD, co zdecydowanie przewyższało nasze możliwości, szczególnie na początku podróży. Jednak na stronie widnieje informacja, iż kosztuje on 36 USD. (http://www.southernexplorations.com/brazil-travel/Travel.htm )
W ten sposób tranzytową Brazylię zwiedziliśmy na lotnisku. Z nami została zaprzyjaźniona dziewczyna z Francji. Również jechała na wolontariat studencki, związany z agrykulturą.
Lotnisko: hala odlotów międzynarodowych przypominała remont. Prowizoryczne i spontanicznie postawione ławki, lekki chaos przedzierających się turystów, brak obsługi rozmawiającej po angielsku i ten chłód przypominający, że w końcu jest zima.

z Anią - Sao Paolo, Brasil

Do plusów można zaliczyć wifi, prąd i miłą obsługę w sklepie, która dała nam wrzątek do zrobienia zupek ;-)

Podobnie jak szczyty nie zdobywa się za pierwszym razem, tak i ja muszę poczekać z Brazylią. Szkoda. Pocieszam się, że nie zostałem okradziony i w komplecie poleciałem do Limy.


Świętujemy w Casicie / stołówka i kawałek stołu z gazetami ;)





Peru jest państwem o bogatej i ciekawej historii. Wiąże się ona przede wszystkim z konkwistadorami hiszpańskimi.

IX-XVIw.
– podbój państwa Aymara (pamiętacie 3 język urzędowy?) i rozwój imperium Inków ze stolicą w Cusco (30 km od Calci)

1532 – Francisco Pizarro wraz z 160 osobowym oddziałem podbija Państwo Inków (konkwista, narzucanie religii itd.)

1535 – Francisco Pizarro zakłada Limę (stolicę Peru)

XVII-XVIII – Peru najcenniejsza kolonią Hiszpanii. W tym czasie były liczne i krwawo tłumione powstania antyhiszpańskie.

Połowa XIX w. – antyhiszpańskie powstania w w sąsiednich krajach Am. Płd pod przewodnictwem Argentyńczyka Jose de San Martin i Wenezuelczyka Simona Bolivara, które wpłynęły na to, że:

28 lipca 1821r. – Jose de San Martin zdobył Limę i doprowadził do Niepodległości Peru!!! Jest on bohaterem narodowym Peru (oraz Argentyny i Chile), a jego nazwisko widnieje na większych placach we wszystkich miastach.

Z tej okacji 28 lipca było Święto Narodowe Peru. Dwa dni wolne od pracy. Z racji tego, że wypadało w poniedziałek, to obchody odbyły się już w piątek! Dlaczego? No jak to, 4 dni wolnego! :D


W piątek na głównym placu Placa de Armas odbyły się defilady wszystkich przedszkoli, szkół oraz urzędników regionu Calca. Wytrzymaliśmy półtorej godziny ;))

Z okazji święta oraz korzystając z obecności polskich wolontariuszek z Lares - Magdy i Agnieszki - przygotowaliśmy polskie jedzenie! Były placki, naleśniki i bigos!! :D


Michael walczący z naleśnikiem.



W defiladzie brali udział wszyscy - mali i duzi. Tak samo maszerując w rytm orkiestry.





Każda szkoła ma swój codzienny mundurek. Belen. Calca 25.07.14r.

Są ludzie, jest impreza, więc muszą być lody, popcorn (ich przysmak!!), galaretki, desery i napoje!

Mototaxi ! :D


Serdecznie pozdrawiam !!!! i życzę Wam chłodnych poranków jak tutaj!

:**


jacek.traveler 2014



1 komentarz:

  1. To żeś się Jacuś urządził:)
    Ameryka Południowa to moje marzenie:D, choć z trochę innej perspektywy niż twoja misyjna.
    Pozdro i pisz dalej.
    Wytrwałości
    Gonzuś

    OdpowiedzUsuń