"Przyszłość należy do Was, do młodych. Trzeba abyście wchodzili na wielkie drogi historii nie tylko tu w Europie, ale na wszystkich kontynentach i wszędzie ażebyście stawali się świadkami chrystusowych błogosławieństw."
JPII

UPORZĄDKOWANY BLOG NA MOJEJ NOWEJ STRONIE:
http://jacektraveler.wixsite.com/jacek-traveler

Wyświetlenia

wtorek, 15 lipca 2014

Pierwsze lądowanie, pierwsza lekcja.




11 lipca, tuż przed północą. Ponad 30 ciężkich godzin za nami. Lotnisko w Sao Paolo dało nam w kość i przypomniało, że zima z klimatyzacją to nienajlepiej dobrana para. Z przepełnionego lotniska w Limie odbiera nas Ojciec Vincente, stojący z małą, białą tabliczką z błędnie napisanym imieniem Ani. Wita nas łagodnym ale przyjaznym uśmiechem. Jedziemy do Domu Inspektoraitu, gdzie w oczekiwaniu spędzimy kilka bliżej nieokreślonych nocy.  Będziemy czekać na kolejny transport do miejsca docelowego – górskiej Calci. Czyżby miała się odbyć lekcja cierpliwości?
                Pierwszy rzut lekko zaspanym okiem  na nocną stolicę Peru. Chaos kolorowo oświetlonych samochodów. Nadjeżdżają z każdej strony. Centymetry decydują o pierwszeństwie, a klakson tylko to utwierdza. Nawet na dwupasmowej prostej drodze jest wyścig. Wyścig z zasadą, a nie z czasem.
Pierwsze cztero pasmowe skrzyżowanie ze światłami. Czerwony motor mknie przed siebie zostawiając nas w tyle. Gwałtownie zatrzymujemy się na czerwonym. Motor nie zwalnia. W jednej sekundzie przejeżdża przed nim skręcający srebrny samochód przypominający górksiego jeepa. Szybki unik w lewo. Odbicie w prawo. Leci. Uderzył z wielką siłą. Części rozstrzaskanego motoru lecą na każdą stronę. Motocyklista bez kasku poleciał jeszcze dalej. Samochód z piskiem opon odjechał. Pozostaje dym i masakra na środku skrzyżowania. Powstaje zamieszanie na ulicy. Część kierowców nerwowo wybiega z aut trzymając w dłoniach telefony komurkowe. Dzwonią po policję. Podobnie zrobił o. Vincente. Nowo przybyłe auta przejeżdżają po częściach motocyklu. Nic sobie nie robią z leżącego nieruchomo ciała mężczyzny. Przyjeżdza Policja. Nic już nie wskuramy - możemy jechać. Przez szybę widać gorzką kałużę krwi pod czarną głową motocyklisty. Wokół niego zniekształcone pozostałości obudowy silnika i wyraźnie odkształcająca się metalowa rama. Nieruchomy. Czas się zatrzymał… Przed snem widok ten powraca jeszcze kilka razy. Lekcja rozwagi?  A może lekcja bezpieczeństwa? Lekcja odporności na śmierć?
Korzystam, że jestem w Limie i pod oknem jest placówka salezjańska. Oczekując na lot do Calci (Kalki)  jadę z polskim wolontariuszem Andrzejem do biednej dzielnicy Limy. Jest tam oratorium, czyli miejsce w którym gromadzą się dzieci z okolicy. Wspólnie się bawimy na ulicy, gramy w piłkę, wygłupiamy w salce, ale też dowiadujemy się o miejscowych świętych, przygotowujemy się do pierwszej Komuni i Bierzmowania. Na koniec jemy podwieczorek – bułkę z serem i szynką oraz pyszny brzoskwiniowy kompot. Tak było i tym razem. Przyszło mnóstwo dzieci do cotygodniowego oratorium. W szarej, opuszczonej hali z wybitymi oknami odczuwało się słodką radość dzieci. Kurz nikomu nie przeszkadzał. Każdy uśmiech dodawał siły. Unoszące się pragnienie zabawy i bezinteresowanego zwrócenia uwagi dodawały skrzydeł, jednocześnie je podcinając, bo to tylko półtorej godziny... A co później? Czy świeża ryba którą każdy z maluchów dostaje do domu w plastykowej jednorazowej śiateczce przyniesie im tyle radości przez kolejne dni?
Po to tu przyjechałem. Misja ma nauczyć mnie życia z innej perspektywy. Poprzez wiarę i dobro ma mnie przemienić, uporządkować, dać impuls, abym mógł lepiej pomagać innym i jeszcze dokładniej wypełniać to, co jest mi dane. To tylko mój plan, więc może być zupełnie inaczej. Dzisiaj jest ciężko. Jak w imadle presja z każdej strony. Misja to nauka życia, nauka siebie, nauka zrozumienia podstaw każdego z nas…
                                                                                        Polecam się modlitwie i pamiętam o Was.

                                                                                                                                                

jacek-traveler - misja 2014

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz