Tabliczka przy wejściu na naszą placówkę. |
Poznajemy się
Minął już tydzień odkąd przybyłem do Świętej Doliny Inków. Razem z Anią poznaliśmy już plan każdego dnia i po części imiona każdego z dzieci. Bo jak tu zapamiętać 28 wychowanków, spośród których są tylko cztery dziewczynki: Juncal, Mirabel, Fiorela i Delia. Chłopcy nie tylko są w podobnym wieku (większość w wieku podstawówki/gimnazjum), to jeszcze wśród nich jest dużo rodzeństwa, co nie ułatwia sprawy. Dodatkowo wszyscy mają ciemniejszą skórę i czarne włosy. Największe problemy mam z Jonelem, Wilsonem i Walterem. W dodatku śpią w tym samym pokoju.
Z każdym nowym poznawaniem się, obojętnie na jakiej placówce, peruwiański dzieci oprócz tych podstawowych zadają też pytania o ilość odwiedzonych państw i jakie zna się języki. Jednak z biegiem czasu pojawiają się jeszcze ciekawsze pytania i to całkiem na serio!
-Señor Pablo, a jaka góra jest najwyższa na świecie?
- Według mnie Mount Everest, a dla Was?
- nie wiem, no też
- ;)
- a był Señor na M. Everest?
- yy nie, jeszcze.
- a ile godzin się tam wchodzi?
- godzin pewnie sporo, liczy się w tygodniach
- jak to! jak na kalwarię [góra nad Calcą] wchodzi się 1,5h!
;)
Drugiego dnia Carlos - jeden z chłopców z którym siedzę przy stole - miał ciekawe spostrzeżenie. W poszukiwaniu odpowiedzi, dochodząc do stołu zapytał się mnie:
-Señor Pablo, dlaczego ludzie w Europie są wyżsi?
-Tak już jest, mamy inne korzenie i jesteśmy przystosowan...
- A ile ma Pan wzrostu?
- Metr osiem..
- A jest Pan wyższy od Ronaldo?!
- Tak
- ooo!!
i tu nastąpiła niewiadoma i nieopisana radość! Takie małe, znaczy duże rzeczy, a tyle mogą dać radości ;) Do Ronaldo i spółki zaraz wrócimy, bo to temat rzeka.
W Ameryce Południowej zapominam o Jacku, a nawet o Pawle i przestawiam się jako Pablo. Nie jest to zbyt popularne imię na tych ziemiach. Nie znaczy to jednak, że zupełnie nie istnieje i nikomu nie jest znane. Zarówno w Limie, jak i w Calce po wymówieniu swojego imienia chłopacy odpowiadają mi: Pablo Escobar !! Uśmiechałem się dopóki nie sprawdziłem kto to taki. Pablo Escobar - kolumbijski baron narkotykowy, który przemycał kokainę do USA. Jeden z najbardziej bezwględnych i brutalnych dealerów, plasujący się w czołówce najbogatszych ludzi na świecie. Aha...
Pasja
...a raczej hobby, bo z męką nie ma tu nic wspólnego. Zarówno dziewczyny jak i chłopacy kochają piłkę nożną. Z tym, że dziewczyny interesują się piłkarzami (szczególnie Neymarem, Messim, Jamesem i Oskarem), natomiast panowie grą, śledzeniem wyników i transferów między klubami. I tak przy każdym posiłku pojawia się zawsze temat futboolu. Jakby mogło być inaczej, skoro na stole pod szkłem są same artykuły z gazet sportowych i plakaty piłkarzy. Pod moim talerzem leży uradowany Robben. W takich okolicznościach wolontariusz musi przynajmniej udawać, że wie w jakim klubie gra dany piłkarz, znać historię polskiej piłki nożnej, znać ceny transferów najdroższych piłkarzy i wiele wiele innych... ;)Obowiązki
Jak wygląda typowy dzień w Domu Don Bosco?
Pobudka o 5:45. W ciemnościach wychodzę z pokoju i budzę "Campanero" - chłopaka odpowiedzialnego za dzwonek z którym lata po wszystkich pokojach i nawołuje do wstawania. Następnie udajemy sie do pobliskiej, pięknej kaplicy na poranna modlitwę. W tym czasie dwoch chlopakow przygotowuje śniadanie. Ida po swiezy chlebek, nakrywają stoly i robia kakao.
7:30 Wszyscy wychodzą do szkoly z której wracaja dopiero o 13. W tym czasie wolontariusze maja wolne. Jednak wolne na misji nie do konca oznacza nic nie robienie. W tym czasie pomagamy w kuchni (np. obieranie 12 kg ziemniakow, albo lupanie czarnej kukurydzy na napój chiche). Jeżeli w domu wypoczynkowym sa goscie, obsługujemy ich, jestesmy odpowiedzialni za podanie posilkow i sprzątanie. Często wychodzimy na mercado, na rynek robic zakupy na obiad. Zdazylo sie, ze wracałem rowerem z wielka skrzynia z przodu zaladowana 8 kurczakami, 7 kg kotletów i worami warzyw. :D Dodatkowo w wolnym czasie mozemy reazliwoac wlasne inicjatywy, jak malowanie boiska, obcinanie krzewów, czy rozne inne przydatne rzeczy dla domu. Obecnie zajmujemy sie uporzadkowaniem biblioteki: numerowanie, segregacja itd.
PracujeMY przy biblioteczce. |
Po powrocie ze szkoly jest obiad. Dwudaniowy. Zawsze, wiec luksusowo. Po posiłku wszyscy sprzątamy. Kuchnie, pokoje i co tylko sie da. Od okolo 15.30 otwieramy drzwi placówki i schodzą się dzieciaczki z ulicy. Do 17 razem z chlopakami z domu gramy w kazdy rodzaj pilki, rysujemy, biegamy, a nawet uczymy się tańca! Juz kilka razy mialem mozliwosc bycia instruktorem - chociaż z tańcem towarzyskim nie mialo to nic wspólnego, bo musialem wcielić sie w Shakire i tanczyc jak na teledyskach! :D
Po czasie rozrywki placowka jest zamykana :/. Dzieciaczki ze slodkosciami wychodza, a nasze dzieciaki ida sie myc. Pozniej szybka przekaska i od 18 zaczynamy nauke. W tym czasie pomagamy w odrabianiu lekcji. Zazwyczaj jest to nauka angielskiego na wysokim poziomie. Do szkoly przerabiamy material z 2 klasy, gdzie pojawia sie czas przeszły. Na tym wysoki poziom sie konczy i zaczynamy nauke od 0. Nie da sie robic zadań, nie znając odmiany to be w czasie podstawowym. Walczymy z pamiecia! :) O szkole jeszcze napisze, bo to ciekawy temat. Dopowiem tylko, ze pomagamy rowniez w matematyce! Znaczy, staramy sie pomagac, bo osiagalny dla nas materiał to podstawowka :p
Po nauce jest czas na kolacje. Podobnie jak przed i po kazdym posilku jest modlitwa. Dzien konczymy o 21:30 Buenas Noches - modlitwa i slowkiem na dobranoc, jak to mial w zwyczaju swiety Jan Bosco.
W weekend plan jest nieco inny. W sobote jest generalne sprzatanie domu. Wszystko zamienia sie w blysk razem z oknami, parapetami i terenem placowki. W sobote jest rowniez oratorium. Trwa kilka godzin. Razem z dziecimi z ulicy bawimy sie, gramy, robimy na drutach, a takze odbywaja sie lekcje katechezy. Wspanialy czas!
W niedziele jest spokojniejszy dzien. Oprocz mszy i rozanca jest czasami... pranie. W Peru jest troche inaczej. Miasto w niedziele jest bardzo zatloczone i handel kwitnie. To nie znaczy, ze trzeba brac przyklad. Tu jest zupelne inne zycie, zupelnie inna kultura.
Jak widzicie dzieciaki mają całe dni zajęte. Ciężko wcisnąć cokolwiek, aby nie kolidowało z pozostałymi zajęciami. Mimo to, mamy juz kilka pomoslow i sa realizowane! :)
Poniżej krótki filmik z sobotniego oratorium ;)
Kim jest wolontariusz?
Wolontariusz nie jest kims szczególnym. Nie jest wybrancem. Jest normalna osoba jak my wszyscy. Niektorym moze sie wydawac inaczej, ale tak nie jest. Pracuje on w imieniu wszystkich, ktorzy zostali w ojczystej ziemi i ktorym to wszystko zawdziecza. Bog dal mu tu swoje zadanie, aby po powrocie mogl jeszcze lepiej sluzyc w swoim kraju i bardziej przyczyniac sie do niesienia dobra. Wolontariusz na misji to nie misjonarz. Wolontariusz nie zbawi swiata. Wolontariusz ma byc soba, w jednosci z Bogiem i dajac milosc innym ma odbierac wszelkie dobra, ktore sa mu przygotowane. Dobra, ktore po powrocie przeleje na innych!
Powód do miłości
Oczywiście chodzi o całą Calcę, a szczególnie o placówkę, a jeszcze bardziej szczegółowo o placówkę wypełnioną dziećmi.Jak sie pozniej przekonacie moja misja nie jest ciezka misja. Traktuje to, jako kolejny prezent od Boga. Zobaczycie, ze sa placowki gdzie jest wiecej stresu, sa gorsze warunki i zycie nie plynie jak w bajce.
Placówka w Calce pełni bardziej rolę internatu dla dzieci z dalekich terenów, najczęściej wysokich gór.
Ich wioski sa zbyt daleko, by mogly uczeszczac do szkoly. Droga ta zajmowalaby minimum jeden dzien. W ten sposob dzieciaczki zostawiaja rodziny i zamiekszuja w Domu Don Bosco. Maja wszystko, czego potrzebuja, a przede wszystkim sa blisko szkoly. Mozemy sobie wyobrazic, ze nie pochodza ze zbyt zamoznych rodzin. Ponadto, sa przypadki, ze takich rodzin w ogole nie maja.
p.s Wczoraj najstarszy z chlopakow rozpoczal wakacje i wyjechal do domu. Po 5 latach po raz pierwszy zobaczy sie z rodzina daleko w polnocnym Peru...
________________________________________________
Podczas zeszłorocznej prezentacji wolontariuszki Kasi o pracy w Calce poczułem, że ta placówka najbardziej mi odpowiada. Zarówno pod względem charakteru pracy, jak i miejsca. Moje aspiracje zostały szybko rozwiane. Ksiądz dyrektor powiedział, że mogą tam jechać tylko osoby na długi termin, choć i te są niepewne. Pomodliłem się i pół roku później zamieniłem zdjęcia, na widok przez okno. Tu i teraz - dziękuję!
Był opis, były westchnienia, więc zobaczcie sami jak to miejsce wygląda. ;)
(pusto, czekamy na powrót ze szkoły!)
Główny plac: boiska, kaplica i stołówka dla gości. |
Widok z domu dla gości. Pomalowany budynek to nasze pokoje, a szare w tle główny budynek mieszkalny- pokoje, łazienki, stołówka, sala nauki i rozrywki. |
Widok z sali "estudio". |
Serdecznie pozdrawiam
jesteśmy w kontakcie ! ;) :**
jacek-traveler-misja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz