Bandera del Perú |
Zaczynając pobyt w Peru od Limy, a następnie zapuszczając
się w głąb And nie sposób nie zauważyć symboli narodowych. Podobnie jest z
językiem. Na wybrzeżu słychać castellano,
który dla Peruwiańczyków jest zupełnie innym językiem niż hiszpański. Nieco
dalej w rejonie Cuzco słychać kolejny język urzędowy – quechua. Słychać go
szczególnie podczas spacerów na mercado
(targowisku) przeciskając się wśród kolorowo ubranych starszych pań. Co z
dziećmi? Mają one w szkole przedmiot
quechua, jednak na co dzień rozmawiają w castellano. Quechue wszyscy rozumieją,
niektórym nieco gorzej idzie z płynnym mówieniem. W tym języku rozmawiają też
ze swoimi rodzicami z dalekich gór. Sam miałem okazje uczestniczyć w rozmowie w
quechua, powiedzieć ari – tak, michuj – jedz, a nawet uczestniczyć we mszy,
której niektóre części były w tymże języku. Trzecim językiem urzędowym na tych
ziemiach jest Ajmara. Jeszcze nie miałem z nim kontaktu.
Cztery razy większe od Polski Peru liczy tylko 29,5 mln
mieszkańców. Chociaż peruwiańskie rodziny są bardzo liczne (co wpływa na
zapełnianie się domów salezjańskich jak ten w Calce), to główną przyczyną jest
wyjątkowe ukształtowanie terenu, które nie sprzyja dużym miastom.
Krainy geograficzne – rodowód Peruwiańczyków
Rzeczą najważniejszą w Peru, która decyduje o wszystkich
aspektach życiowych i kulturowych jest klimat, a zarazem zróżnicowanie krain
geograficznych. Wpływają one na hisotrię danej społeczności, mentalność, język,
kulturę, zwyczaje, wygląd, wyznanie, kuchnię oraz światopogląd. Widać to
wyraźnie na każdym kroku. Słychać to dokładnie w każdym miejscu. Peruwiańczycy
są świadomi swojej różnorodności i niemal każdy potrafi opisać swojego rodaka z
innej krainy. W domach salezjańskich, jak Lima, czy Calca jeszcze łatwiej to
dostrzec. Trafiają tam chłopacy z całego Peru. Przynoszą swoją mentalność i
jeżeli wystarczającą ją przyswoili, zostają z nią do końca życia. Mają to we
krwi.
Wyróżnia się TRZY krainy geograficzne: Costa (wybrzeże), Sierra
(góry) i Selva (dżungla). Każda
wyróżnia się czymś szczególnym. Dzielą one pionowo Peru od zachodniego brzegu –
costa poprez centrum – sierrę i zachodnią część – selvę. Każdą z nich odkryjemy
na bieżąco. Odkrywając Limę zrozumiemy ludzi z costy. Za dżunglę zajmującą 2/3
powierzchni Peru odpowiedzialne jest miasto – brama wejściowa do dżungli -
Iquitos, do którego mimo zaproszenia nie uda mi się dotrzeć. Natomiast Sierra
to obecny dom – Calca, Cusco i Machu Picchu – reprezentującę Świętą Dolinę
Inków!
Droga do Peru - misje
Dlaczego
Peru? Samo wyszło. Dobra, dobra, nic samo nie wychodzi. Drugi semestr studiów
we Florencji. Kontynuuję zabawę w języki obce. Nowa okazja – hiszpański, jako
przedmiot do wyboru. Zaliczyłem. Są podstawy. Wychodząc z założenia, że jeżeli
zna się więcej języków można pomagać większej ilości ludzi i powiekszając
zasięg komunikatywności na inne kontynenty to… Kolejny rok, jako wolny słuchać
na hiszpański. Zamiast włoskiego.
Idea misji narodziła się podczas Erasmusa. Oczywiście misji w Afryce, bo niby gdzie indziej? Jednak Afryka ma dużo wolontariuszy.
Słyszałem też głosy
dlaczego muszę jechać aż tak daleko? Wydaje się pieniądze na przeloty, a można
by je przekazać na charytatywny cel. Co
więcej – przecież w Polsce też są potrzebujące dzieci, też są potrzebni
wolontariusze. Nie trzeba na to odpowiadać, ale można się zastanowić. Czy
pieniądze zastąpią człowieka i to, co może zaoferować, przekazać, nauczyć? Jeżeli
Bóg daje komuś szansę na naukę języków, zdobywanie doświadczenia, które może
przekazać dalej młodszym oraz możliwość zarobienia pieniędzy na wylot – czy nie
warto tego wykorzystać? W Polsce jest wiele wolontariuszy, którzy robią piękne
dzieło. Tam ich nigdy nie zabraknie, bo od ojczystej ziemii zawsze się zaczyna.
A czy misja zagraniczna będzie trwać wiecznie? Czy po powrocie do Polski
wolontariat się skończy? Wolontariat zmienia ŚWIAT na lepsze. My dajemy i
odbieramy. Nauczamy i się uczymy. Ten rodzaj pracy uszlachetnia i daje nowe
spojrzenie i siłę, aby po powrocie zmieniać świat od własnego mieszkania. Idea misji narodziła się podczas Erasmusa. Oczywiście misji w Afryce, bo niby gdzie indziej? Jednak Afryka ma dużo wolontariuszy.
Droga do Peru –
jacek.traveler
Po odobytych podróżach przez ostatnie lata przyzwyczaiłem
się, że można znaleźć tani transport w każdy zakątek świata. Szukałem dużo i
długo i…nic. Pojawiały się opcję tańszych lotów przez Anglię, Madryt, Pragę, a
nawet USA, jednak kombinacje (dojazdy na lotniska, noclegi, wizy itd.) nie były
warte nieco niższej ceny. Lot do Peru wyszedł w cenie normalnej. Przyczyną było
bliski czas wylotu, w miarę sztywna
data, która obejmowała najbardziej oblegane miesiące. Mimo to, trasa przelotu
dawała satyfakcję.
Przebieg trasy:
1) Warszawa – Monachium – Sao Paolo – Lima ( a później lot do Cusco)
2) Cusco - Lima – Bogota (Kolumbia) – Frankfurt – Warszawa
Warszawa – niezły
początek. Lot opóźniony.
Monachium – wylatywaliśmy
do Sao Paolo Lufthansą. 5 godzin przerwy – ale jakiej! Terminal Lufthansy
oferuje ciepłe napoje, wwygodne siedzenia, leżaki, światową prasę i przede
wszystkim prąd i ciepło. Na razie nr 1 na liście lotnisk.
Sao Paolo – Tutaj
ambicje były bardzo wysokie. 12 godzin przerwy! Przygotowany plan zwiedzania.
Mapa metro, dojazdów do lotniska, atrakcji i zabytków do zwiedzenia. Dodatkowo
poczucie klimatu kończącego się Mundialu. ( chociaż, po przegranej z niemcami
przypominało to żałobę). Niestety. Cały plan zwiedzania musi poczekać do
następego razu. Problem z wzią? Nie. W Brazylii można przebywać bez wizy do 90
dni. Przeszkodą był nieprzewidziany koszt opłaty lotniskowej (departure
tax), którą dokonuje się przed ponownym check-in udając się na lot
międzynarodowy. Obsługa poinformowała nas iż koszt tego podatku wynosi ponad 50
USD, co zdecydowanie przewyższało nasze możliwości, szczególnie na początku
podróży. Jednak na stronie widnieje informacja, iż kosztuje on 36 USD. (http://www.southernexplorations.com/brazil-travel/Travel.htm
)
W ten sposób tranzytową Brazylię zwiedziliśmy na lotnisku. Z
nami została zaprzyjaźniona dziewczyna z Francji. Również jechała na
wolontariat studencki, związany z agrykulturą.
Lotnisko: hala odlotów międzynarodowych przypominała remont.
Prowizoryczne i spontanicznie postawione ławki, lekki chaos przedzierających
się turystów, brak obsługi rozmawiającej po angielsku i ten chłód
przypominający, że w końcu jest zima.
z Anią - Sao Paolo, Brasil |
Do plusów można zaliczyć wifi, prąd i miłą obsługę w
sklepie, która dała nam wrzątek do zrobienia zupek ;-)
Podobnie jak szczyty nie zdobywa się za pierwszym razem, tak
i ja muszę poczekać z Brazylią. Szkoda. Pocieszam się, że nie zostałem
okradziony i w komplecie poleciałem do Limy.
Świętujemy w Casicie / stołówka i kawałek stołu z gazetami ;) |
Peru jest państwem o bogatej i ciekawej historii. Wiąże się
ona przede wszystkim z konkwistadorami hiszpańskimi.
IX-XVIw. – podbój państwa Aymara (pamiętacie 3 język urzędowy?) i rozwój imperium Inków ze stolicą w Cusco (30 km od Calci)
1532 – Francisco
Pizarro wraz z 160 osobowym oddziałem podbija Państwo Inków (konkwista,
narzucanie religii itd.)
1535 – Francisco
Pizarro zakłada Limę (stolicę Peru)
XVII-XVIII – Peru
najcenniejsza kolonią Hiszpanii. W tym czasie były liczne i krwawo tłumione
powstania antyhiszpańskie.
Połowa XIX w. –
antyhiszpańskie powstania w w sąsiednich krajach Am. Płd pod przewodnictwem
Argentyńczyka Jose de San Martin i Wenezuelczyka Simona Bolivara, które
wpłynęły na to, że:
28 lipca 1821r. –
Jose de San Martin zdobył Limę i
doprowadził do Niepodległości Peru!!! Jest on bohaterem narodowym Peru (oraz
Argentyny i Chile), a jego nazwisko widnieje na większych placach we wszystkich
miastach.
Z tej okacji 28 lipca było Święto Narodowe Peru. Dwa dni
wolne od pracy. Z racji tego, że wypadało w poniedziałek, to obchody odbyły się
już w piątek! Dlaczego? No jak to, 4 dni wolnego! :D
W piątek na głównym placu Placa de Armas odbyły się defilady
wszystkich przedszkoli, szkół oraz urzędników regionu Calca. Wytrzymaliśmy
półtorej godziny ;))
Z okazji święta oraz korzystając z obecności polskich wolontariuszek z Lares - Magdy i Agnieszki - przygotowaliśmy polskie jedzenie! Były placki, naleśniki i bigos!! :D
Z okazji święta oraz korzystając z obecności polskich wolontariuszek z Lares - Magdy i Agnieszki - przygotowaliśmy polskie jedzenie! Były placki, naleśniki i bigos!! :D
Michael walczący z naleśnikiem. |
W defiladzie brali udział wszyscy - mali i duzi. Tak samo maszerując w rytm orkiestry. |
Każda szkoła ma swój codzienny mundurek. Belen. Calca 25.07.14r. |
Są ludzie, jest impreza, więc muszą być lody, popcorn (ich przysmak!!), galaretki, desery i napoje! |
Mototaxi ! :D |
Serdecznie pozdrawiam !!!! i życzę Wam chłodnych poranków jak tutaj!
:**
jacek.traveler 2014