"Jesteśmy Erasmusami!"
Przed Business School w Rouen |
Tym razem nie będzie aktualności z Włoch, nie będzie mowy o mnie, nie będzie mojego opisu wydarzeń, co mnie spotkało lub mogło spotkać, nie będzie nudy!
Chciałbym przedstawić Wam jak wygląda Erasmus nie tylko we Florencji ale i w innych krajach UE! Z mojej uczelni wyjechało sporo studentów, jednak tylko my na cały rok akademicki.
Hubert we wspaniały sposób opisał swoją życiową przygodę, która zaskakuje i pokazuje życie Erasmusa od samego przyjazdu (ciężkie zadanie każdego Erasmusa), po imprezy, naukę i skarb, który zabierze ze sobą do Polski... ...zobaczcie sami, bo warto!
Salut!
Witam wszystkich czytelników i na wstępie muszę
powiedzieć, że jest dla mnie wielką przyjemnością móc, za prośba Pawła,
podzielić się na tym blogu z Wami moimi wrażeniami z wymiany międzynarodowej do
kraju croissant’ów, żab, ślimaków, sera i co najważniejsze (w kontekście naszej
polskiej narodowości) doskonałego wina! Ale zanim to, może się przedstawię … :D
Nazywam się Hubert Podborny i jestem studentem Europeistyki na Politechnice Gdańskiej (tak tak, studiujemy z Jackiem na tym samym roku ). Na drugim roku zdecydowaliśmy się ruszyć w świat. On do Włoch, a ja … do Francji!
No właśnie i co ja w tej Francji w zasadzie robię?
Przemierzam ubrany
w żabot przepiękne ogrody,
zachwycając się sztuką i przepychem niczym hrabia Monte Cristo, kontemplując
ubierając myśli w romantyczne frazesy z lampką wina w jednej dłoni i serem
Camembert w drugiej? Hehehehe …. Bynajmniej. Jak mawiają Francuzi – Désolé! Te
czasy, kiedy kojarzyłem Francję z czymś bardziej wyszukanym (niestety, albo na
szczęście … sam nie wiem) minęły bezpowrotnie.
Czy Francja wciąż jest imperium?
Czy Paryż wciąż jest stolicą świata, jak pragną wierzyć Francuzi i dlaczego udają, że nie znają angielskiego (choć znacznie częściej nie ma to nic
wspólnego z udawaniem)? To wszystko postaram się Wam opisać, ale po kolei …
Pierwszego dnia…
PIERWSZY DZIEŃ – FRANCUZI NIE MÓWIĄ PO ANGIELSKU
Do Francji przybyłem już 4 września. Tak. Oni tak wcześnie
(w przybliżeniu) zaczynają rok akademicki. Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła
już z wiadomości mail’owych to STRASZNA biurokracja, przy której polskie urzędy
mogą się schować. Ze względu na rygor godzin przyjazdu do akademika,
odebrania klucza ( gdybym 4 września nie
zdążył do godziny 18 dojechać do kampusu … „przykro im” ale musiałbym szukać
hotelu do rana) i innych dodatkowych „udogodnień” odpadła opcja przylotu
samolotem. Musiałem wybrać podróż autokarem. 25 godzin siedzenia na tyłku i
oglądania tandetnych filmów, aż do Paryża. W Paryżu przesiadka na inny autokar,
3 godziny i jestem na miejscu – Rouen!
Miasto ładne, zgrabne, mam wrażenie
wielkości mniej więcej Gdyni. No dobrze, tylko gdzie teraz? Uczelnia, do której
miałem dobrzeć nosi nazwę Rouen Business School. Poziom uczelni Business School
we Francji można porównać mniej więcej w moim odczuciu do czegoś na zasadzie
„Szkoły Głównej Handlowej”. Tzn. wciąż uczelnia, ale już trochę inna bajka
chociażby ze względu na prestiż. Jak się później dowiedzieliśmy i co mnie zmroziło,
gdyż wcześniej nie miałem o tym bladego pojęcia i w ogóle się tym nie
interesowałem, Rouen Business School to jedna z najlepszych uczelni we Francji,
w dodatku PŁATNA … Czesne za rok wynosi tam 10 000 euro. A ja nie dość, że
studiuje tam bez konieczności opłacenia czesnego to jeszcze to ja dostaje
pieniądze (mam na myśli stypendium z uczelni w Polsce + praca). Ale o tym
później...
Wracając do sedna. Oczywiście
nikt oddelegowany nie przyjechał z uczelni, aby mi pomóc dotrzeć na miejsce
(choć specjalnie w tym celu wysyłałem im plan podroży, o który sami prosili, aby mógł ktoś taki przybyć).
Wiedząc, że jest to miasto stosunkowo małe oraz tyle o ile umiejąc jakieś
podstawowe zwroty do komunikowania się po francusku, stwierdziłem, że wszystko
pójdzie gładko. Pytam o pomoc pierwszą osobę, druga, trzecią, czwartą …
dziesiątą … DWUDZIESTĄ (ja nie żartuje specjalnie liczyłem) i nic! To nawet nie
chodzi o to, że nie chciał mi nikt pomóc. Po prostu mieli mnie tak
głęboko w ...nosie, że prawdopodobnie podczas mycia zębów mogliby wydłubać mi oko. Każdy
po kolei kiwał głową z wymuszonym smutkiem, że nie mówi po angielsku. Gdy
pytałem po francusku … Nikt nie wiedział gdzie mnie wysłać.
Zdenerwowany jak
jasna ch^&%$ po prawie 40 minutach
prób usiadłem na murku z dwiema pełnymi walizami i próbowałem zebrać
myśli. Nagle zobaczyłem śliczną
blondynkę, wyglądającą mniej więcej na moja rówieśniczkę, siedzącą na podobnym
murku kawałek dalej. Stwierdziłem – no risk no fun! Będzie dwudziesta pierwszą
osobą, może „oczko” okaże się
zwycięskie. Podszedłem i zaczął zagadywać i …. Cud! Udało się. Zrozumiała mnie,
potem przyszła jej koleżanka, która mówiła trochę lepiej po angielsku i po
krótkiej rozmowie postanowiły, że mnie odprowadzą na miejsce. Wsiadły ze mną do
odpowiedniego autobusu, podprowadziły mnie pod właściwy budynek...
Pamiętacie
jak mówiłem, że deadline to godzina 18? Klucz zgodnie z papierami odebrałem o
17:55. Z dziewczynami wymieniłem się numerami …. I może resztę pozostawię bez
komentarza, powiem tylko, że była to niezwykle owocna znajomość na początek
pobytu we Francji ;)
Podsumowując, mogę powiedzieć, że mimo wszystko miałem
tego dnia masę szczęścia, chociaż Francuzi generalnie jako naród, pierwsze
wrażenie spalili na starcie.
IMPREZY! – NOUS SOMMES DES ETUDIANTS DE L'ECHANGE !
(My jesteśmy studentami z wymiany)
Takich imprez jak na francuskim erasmusie nie przeżyłem nigdzie i nigdy
wcześniej. Ze względu na ilość skupie się na dwóch przypadkach, co następuje :
Najlepsza
impreza w klubie : Jak wiadomo system Business School oferuje coś zupełnie
unikatowego czym są tzw. Organizacje. Studenci zbierają się w grupy, tworzą
nazwę, logo i zakładają stowarzyszenie zajmujące się konkretną sferą życia
studenckiego, np. artystyczna, sportowa, etc.
Jedna z organizacji, której
głównym zadaniem jest organizowanie przedsięwzięć związanych z rozrywka
wprowadziła w życie tradycje tzw. Open Bar’ow.
Zasada jest prosta … Płacisz 15
euro, przebierasz się w kostium zgodny z tematyka imprezy, wsiadasz do
podstawionego autokaru, którego wnętrze już w zasadzie można nazwać impreza, po
czym zostajesz wywieziony do dużego klubu, daleko za miastem, gdzie zakupiony
za 4000 euro alkohol czeka na Ciebie… bez limitu. W końcu to Open Bar jak sama
nazwa wskazuje. Zabawa do 6-7 rano, która podnosi poprzeczkę standardu dobrej
klubowej imprezy.
Najlepsza impreza w domu: Tutaj historia jest długa i z zabawnym, choć nie do końca dobrym happy end'em. Domówka...
Temat imprezy - Średniowiecze. Przychodzisz o 22 w miejsce imprezy i co widzisz ?
Pijanych i tańczących rycerzy, króli, księży, zakonnice, giermków, etc.
Zaczynasz wczuwać się w imprezę, poznajesz nowych ludzi, których z minuty na
minute jest coraz więcej. Nagle całe mieszkanie jest tak zatłoczone jak metro w
Japonii i nikt nie ma nad niczym kontroli. Spoglądasz przez okno i widzisz 5
samochodów policji … Po chwili policjant z karabinem prosi Cię abyś powoli
przemieszczał się na klatkę schodową w celu opuszczenia budynku. Po kilku
chwilach tłum studentów szwenda się po ulicy przed wejściem do lokalu i próbuję
się zorganizować. Są karabiny są i emocje, niektórzy francuscy studenci nie
lubią w jaki sposób policja przerwała im zabawę … Zaczyna się przepychanka.
Policja w celu przestraszenia tłumu rzuca granaty dymne. Nie robi to na nas
zbyt dużego wrażenia, granaty zostają przechwycone i rzucone w stronę
policjantów … Jak się okazało szczęśliwym trafem rzucone prosto do wnętrza
radiowozów. Wszystko w dymie i nikt nie wie co się dzieje. Tym oto wspaniałym
akcentem usuwamy się z miejsca problemu.
Jedna z organizacji, której głównym zadaniem jest organizowanie przedsięwzięć związanych z rozrywka wprowadziła w życie tradycje tzw. Open Bar’ow.
Zasada jest prosta … Płacisz 15 euro, przebierasz się w kostium zgodny z tematyka imprezy, wsiadasz do podstawionego autokaru, którego wnętrze już w zasadzie można nazwać impreza, po czym zostajesz wywieziony do dużego klubu, daleko za miastem, gdzie zakupiony za 4000 euro alkohol czeka na Ciebie… bez limitu. W końcu to Open Bar jak sama nazwa wskazuje. Zabawa do 6-7 rano, która podnosi poprzeczkę standardu dobrej klubowej imprezy.
Najlepsza impreza w domu: Tutaj historia jest długa i z zabawnym, choć nie do końca dobrym happy end'em. Domówka...
UCZELNIA
– CZYLI JAK MIEĆ WAKACJE OD WRZEŚNIA
Jak
na Erasmusa to nie mogę powiedzieć że nie robimy nic. Roboty jest całkiem sporo,
jednak jest ona skumulowana w dwóch ostatnich tygodniach przed egzaminami. We
Francji działa to tak, ze przez 3 miesiące nie robisz nic, a w ostatnim
miesiącu masz do zrobienia tysiąc esejów, prezentacji i do tego egzaminy
(język w jakim zdajesz egzamin zależy od przedmiotów jakie wybierzesz na
początku i w jakim języku … w moim przypadku to 2 po francusku i 4 po
angielsku).
Zajęcia ogólnie nie są złe, choć w porównaniu do chociażby
polskiego systemu edukacji (nawet jeśli tak bardzo na niego narzekamy) jest to
nic niezwykłego. Prosty program oparty na wiedzy podstawowej, którą każdy
przeciętny człowiek posiada. Oczywiście zależy od przedmiotu, bo np. taka analiza
finansowa wcale do prostych nie należała, jednak generalnie na zajęciach
profesorowie nie mówią nic, czego każdy przeciętny ludzki byt by nie wiedział,
chociażby z życiowego doświadczenia. Do jednych
z ciekawszych kursów jakie posiadam są zajęcia zwane « Oenology and
wine industry ». Co może być lepszego od nabywania wiedzy na temat tak
wytrawnego trunku będącego chlubą Francji, Hiszpanii oraz Włoch zwłaszcza, gdy jest ono połączone z
praktyka, czyli degustacją wina! Mieć to uczucie legalnego picia wina na
terenie uczelni … Cóż absolutnie unikatowego i bezcennego, co może się trafić
tylko kilka razy w życiu, wiec trzeba korzystać :D
TOWARZYSTWO
MIĘDZYNARODOWE
Kanada,
USA, Argentyna, Brazylia, Chile, Boliwia, Meksyk, Australia, Japonia, Chiny,
Korea (południowa oczywiście), Wietnam, Singapur, Kazachstan, Turcja, Węgry,
Rosja, Czechy, Słowacja, Finlandia, Szwecja, Estonia, Norwegia, Niemcy,
Hiszpania, Holandia, Belgia, Austria, Irlandia i … POLSKA oczywiście !
Mniej więcej z tylu krajów miałem okazję poznać ludzi w swoim najbliższym
otoczeniu. I choć nie zawiodłem się na żadnej z tych osób, to jednak widać skąd
biorą się niektóre stereotypy, które suma sumarum zdarzają się być bardzo
prawdziwe. Amerykanie zawsze z klatą do przodu, nawet jeśli nie wiedzą po co …
Hiszpanie/Latynosi zawsze spóźnieni i głośni bez umiejętności powrotu do tego
samego miejsca następnego dnia … Niemcy poukładani do porzyg... Chińczycy
nieasertywni, wiecznie siedzący w swoich małych grupkach, niewidoczni w życiu
studentów, etc. Podsumowując w kwestii zachowań wszystko ma swoje ręce i nogi,
ale to dobrze. Uczy to tolerancji i pracy z najbardziej trudnymi współpracownikami.
KONKLUZJA
Gdybym
miał jednym słowem podsumować mojego erasmusa we Francji, byłoby to słowo – Doświadczenie. Unikatowe, niezwykłe, niepowtarzalne i budujące naturę człowieka
w Europie i świecie. Z perspektywy tych kilku miesięcy wiem i potrafię ocenić
jak niezwykłe możliwości daje wymiana międzynarodowa i jestem przekonany że po
tych wszystkich imprezach, podróżach, etc. nie oddałbym tego czasu nikomu za
nic w świecie. Niezwykły okres mojego życia, który będę pamiętał, wspominał i
NIGDY nie żałował.
Pozdrawiam !
Huber Podborny, Erasmus - Rouen
UCZELNIA – CZYLI JAK MIEĆ WAKACJE OD WRZEŚNIA
Zajęcia ogólnie nie są złe, choć w porównaniu do chociażby polskiego systemu edukacji (nawet jeśli tak bardzo na niego narzekamy) jest to nic niezwykłego. Prosty program oparty na wiedzy podstawowej, którą każdy przeciętny człowiek posiada. Oczywiście zależy od przedmiotu, bo np. taka analiza finansowa wcale do prostych nie należała, jednak generalnie na zajęciach profesorowie nie mówią nic, czego każdy przeciętny ludzki byt by nie wiedział, chociażby z życiowego doświadczenia. Do jednych z ciekawszych kursów jakie posiadam są zajęcia zwane « Oenology and wine industry ». Co może być lepszego od nabywania wiedzy na temat tak wytrawnego trunku będącego chlubą Francji, Hiszpanii oraz Włoch zwłaszcza, gdy jest ono połączone z praktyka, czyli degustacją wina! Mieć to uczucie legalnego picia wina na terenie uczelni … Cóż absolutnie unikatowego i bezcennego, co może się trafić tylko kilka razy w życiu, wiec trzeba korzystać :D
TOWARZYSTWO MIĘDZYNARODOWE
Kanada, USA, Argentyna, Brazylia, Chile, Boliwia, Meksyk, Australia, Japonia, Chiny, Korea (południowa oczywiście), Wietnam, Singapur, Kazachstan, Turcja, Węgry, Rosja, Czechy, Słowacja, Finlandia, Szwecja, Estonia, Norwegia, Niemcy, Hiszpania, Holandia, Belgia, Austria, Irlandia i … POLSKA oczywiście !
Mniej więcej z tylu krajów miałem okazję poznać ludzi w swoim najbliższym otoczeniu. I choć nie zawiodłem się na żadnej z tych osób, to jednak widać skąd biorą się niektóre stereotypy, które suma sumarum zdarzają się być bardzo prawdziwe. Amerykanie zawsze z klatą do przodu, nawet jeśli nie wiedzą po co … Hiszpanie/Latynosi zawsze spóźnieni i głośni bez umiejętności powrotu do tego samego miejsca następnego dnia … Niemcy poukładani do porzyg... Chińczycy nieasertywni, wiecznie siedzący w swoich małych grupkach, niewidoczni w życiu studentów, etc. Podsumowując w kwestii zachowań wszystko ma swoje ręce i nogi, ale to dobrze. Uczy to tolerancji i pracy z najbardziej trudnymi współpracownikami.
KONKLUZJA
Pozdrawiam !
Huber Podborny, Erasmus - Rouen
Dziękuję Ci bardzo Hubert za opis Twojej przygody! Jesteś jedynym Erasmusem z PG, który nie tylko obiecał ale i podzielił się z nami swoimi przeżyciami i odczuciem z całej tej wymiany.
Właściwie przygoda Erasmusa zaczyna się już w Polsce, kiedy musi przejść cały biurokratyczny proces, niemałe wyzwanie, choć w języku polskim!
Wiem, że to tylko malutka część Twoich zdarzeń. Z pewnością ciężko było wybrać te najważniejsze i opisać cały semestr w jednym poście - ja potrzebowałem 55 ;p, więc Cie doskonale rozumiem ;)
Nasz czas się nie kończy, to dopiero półmetek. Wiem, że zdobyte do tej pory doświadczenie współpracy z naprawdę różnymi ludźmi i studiowania za granicą, pogłębi się w tym semestrze i kto wie, czy nasze drogi na magisterce, gdzieś w Europie albo i na świecie się nie spotkają :) Znowu będziemy mogli sobie powiedzieć zaskakujące słowa, lecz tym razem nie : "Kto by pomyślał, że gdy zaczęliśmy studia na PG, rok później zobaczymy się we Florencji, w tak międzynarodowym towarzystwie" ale będzie "Kto by pomyślał, że spotkanie we Florencji to był tylko początek i symbol naszych spotkań w świecie w tak międzynarodowym towarzystwie."
Mam nadzieję, że tak będzie życząc tego nam obu!
Merci Beacoup! Powodzenia i kolejnych niezapomnianych chwili w Rouen! ;)
P.S
-Wszędzie w Europie pada śnieg tylko tutaj już 8 dzień pada deszcz...
- w ten piątek zaczynamy sezon F1 ! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz